Teoretycznie najnowsza powieść ze Świata Dysku jest przede wszystkim o piłce nożnej (w wersji Dyskowej foot-the-ball), w praktyce jednak to kolejne podejście do tematyki inności i samoakceptacji. Lubię takiego Pratchetta, lekkiego, niezobowiązującego, przemycającego pozorne truizmy o ludzkiej naturze z wdziękiem, niby to przypadkiem i bez zabójczego dla takich tematów patosu czy mentorstwa. Za to z dawką prześmiesznego humoru.
Jak zwykle w książkach "cywilizacyjnych", sir Terry tworzy nowych bohaterów. Tym razem są to Glenda Sugarbean, szefowa nocnej kuchni na Niewidocznym Uniwersytecie, Trevor Likely, syn największej legendy ulicznego footballu w Ankh Morpork, również pracownik pomocniczy NU (konkretnie candle dribbler – urabia świece, zeby wyglądały odpowiednio "magicznie") oraz tajemniczy Nutt, goblin, podopieczny Lady Margolotty z Uberwaldu, wysłany do A-M dla własnego bezpieczeństwa.
Ze znanych nam bohaterów największą rolę odgrywają magowie, zmuszeni do wystawienia własnej drużyny footballowej (zgadnijcie, na jakiej pozycji zagra Bibliotekarz?:) oraz lord Vetinari, postanawiający z ich nie do końca dobrowolną pomocą zreformować zasady społecznie popularnej gry.
Przewija się także wątek pokazów mody (w bardzo oryginalnej formie) oraz, oczywiście, waśni w środowisku kibiców piłkarskich.
W epizodach pojawiają się Angua, Vimes, de Worde, GSP Dibbler i inni starzy znajomi:)
Nie będąc fanką piłki nożnej, podchodziłam do książki z pewną taką nieśmiałością. Kończyłam ją zachwycona, według mnie zdecydowanie powyżej Dyskowej średniej, a w cyklu "cywilizacyjnym" ustępuje może jedynie Prawdzie, a i to niewiele. Współczuję jedynie tłumaczowi, niektóre gry słowne to będzie trudny orzech do zgryzienia.
Najbardziej cieszy mnie to, że, mimo choroby, Pratchett wciąż pisze świetnie i nie stracił serca do tego zajęcia. Wydaje się, że są spore szanse, iż nie będzie to ostatni tom cyklu.