Z właściwym sobie wyczuciem, w sobotę zaczęłam zdradzać pierwsze objawy przeziębienia, w związku z czym święta spędziłam, zmagając się z katarem (polecam Sudafed w tabletkach, czyni cuda), kaszlem, deficytami snu i brakiem apetytu, oraz pochłaniając, niczym narkomanka na głodzie, Szpiega Le Carre’a. Jest to zeszłoroczny prezent Gwiazdkowy dla innego członka rodziny, o którym zapomniałam, że miałam go przeczytać. Było to straszne przeoczenie, bo książkę czytało się po prostu znakomicie, nawet w tak niesprzyjających lekturze okolicznościach, jak opisane powyżej. W życiu bym się nie spodziewała, że niemalże biurokratyczna opowieść o intrygach wewnątrz brytyjskiego wywiadu pochłonie mnie aż do tego stopnia. Teraz z ciekawością obejrzę obie ekranizacje, filmową i serialową, a do czytelników zwracam się z pytaniem o polecanki Le Carre’owe. Co jeszcze tego autora warto? Z góry dzięki.
P.S. Teraz jednak kolej na 3 tomy Hagena z Gwiazdkowych darów. Oby nie okazał się przereklamowany.