Uwięzieni w milczeniu (Thomas Savage, Psie pazury)

Poczekałam z lekturą powieści Thomasa Savage’a ponad rok od seansu filmowego. Ale w zasadzie nie było to do niczego potrzebne. Z dwóch powodów. Po pierwsze, (mniej istotne) i tak nie zapomniałam fabuły. Po drugie – sama znajomość zasadniczej struktury wydarzeń nie zmienia faktu, że powieść jest zupełnie inna niż film. I to nie w tym potocznym rozumieniu, według którego „książka była lepsza” (co jest prawdą w 9 przypadkach na 10, gdy mamy do czynienia z ekranizacjami). I żebyśmy się dobrze zrozumieli – film jest naprawdę dobry, zwłaszcza rola Benedicta Cumberbatcha, który wykorzystał i twórczo rozwinął przy budowaniu swojej postaci różne elementy jej zachowań opisane w tekście.

Ale Psie pazury, opowieść o, z jednej strony, przemocy psychicznej i zemście, a z drugiej strony – o wyparciu się własnej tożsamości w celu przetrwania w świecie jasno określonych norm (do których ta tożsamość nie przystaje), w zbyt dużej części rozgrywają się na poziomie narracji, by dało się to przenieść na ekran.

A ta narracja jest taka wspaniała, że koniecznie musicie tę powieść przeczytać. Oszczędna, ale zarazem precyzyjna. Przejmująco trafna w opisie najtrudniejszych emocji, które ostatecznie prowadzą do dramatycznych finałowych wydarzeń (ukłony dla tłumaczki, czyli Magdaleny Koziej).

W Psich pazurach prawie nie ma dialogów. Ale to, co się przemilcza, jaką milczenie ma wagę, jakiego znaczenia nabierają w takim układzie zachowania i gesty, czy sam fakt bycia obserwowanym, przedstawione zostaje bardzo sugestywnie. Dążenie do wyzwolenia z zastałej dynamiki, w ramach którego młodszy, głupszy i mniej atrakcyjny z dwóch braci – ranczerów wprowadza do wieloletniego, toksycznego układu trzecią osobę – swoją żonę, jest zrozumiałe.

Jednocześnie dla czytelnika jest oczywiste, że ta desperacka próba zmiany status quo nie może doprowadzić do niczego dobrego. Nie przy możliwościach i władzy, jakie posiada ten drugi brat. Bez trudu doprowadza on niechcianą kobietę, intruzkę, do szaleństwa. Właściwie nic takiego nie robi. Tylko ją ignoruje i przedrzeźnia. Ale w rezydencji na odludziu to zupełnie wystarcza, by ofiara szybko zaczęła szukać ukojenia w butelce. Wszystko zgodnie z planem.

Ale ofiara ma syna z poprzedniego małżeństwa. Zmienną, której nikt na poważnie nie wziął pod uwagę. Co okazało się błędem, lub, w zależności od przyjętej interpretacji, wybawieniem. Dla wszystkich zainteresowanych.

Doskonała proza. Czytajcie koniecznie.

Reklama

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s