A więc słów kilka o ostatnich lekturach. Skrótowo, bo i rozpisywać się za bardzo nie ma o czym, niestety, nie zawsze trafia się perełka na miarę opisywanego przeze mnie niedawno Regulaminu tłoczni win.
Najpierw coś dobrego – Kapelusz pełen nieba Pratchetta w jedynie słusznym przekładzie Piotra W. Cholewy. Feegle rządzą, płakałam ze śmiechu momentami wcale długimi.
Maleńka próbka by Rob Rozbój (po tym, jak klan orzekł, że umarł, bo odmówił wypicia alkoholu):
A zamknijze pyscysko, gamoniu! (..) Wcale nie umarłem. Próbuje tylko psezyć tu chwilę egzystencjalnego lęku, jasne? Łojzicku, marnie to zycie wygląda, jak se cłecyna nie moze pocuć Wichrów Losu dmuchających mu pod kilt, coby łod razu mu nie mówili, że umar.
I tak. Komentarz raczej zbędny:) Już nie mogę się doczekać W północ się odzieję, która w dodatku wychodzi w moim okresie okołourodzinowym, już za parę dni, za dni parę. Swoją drogą, będzie to pierwszy Pratchett od wielu lat, którego przed polską premierą nie będę miała zaliczonego po angielsku. I ostatni niewydany u nas. Zrównujemy się z zagranicą. Trzeba będzie grzecznie czekać na zapowiadany na październik Snuff.
Dla odmiany coś marnego. Ja, inkwizytor. Wieże do nieba. Czyli sequel prequela (co mówi samo za siebie) do historii Mordimera Madderdina. Dwa opowiadania rozciągnięte ponad moją czytelniczą wytrzymałość i w żadnym aspekcie niezachwycające. Rozwiązania ni przypiął ni wypiął, aby tylko Mordi wyszedł na nieopierzonego idiotę. na plus – ani razu chłoptaś się nie modli. I niewiele więcej. Po dwóch lepszych pozycjach – Łowcach dusz – najlepszym tomie cyklu właściwego i prequelowym Płomieniu i krzyżu – chyba najsłabsza dotąd produkcja spod znaku złamanego krzyża.
A po środku – Dwie karty Agnieszki Hałas, moje pierwsze spotkanie z Krzyczącym w Ciemności. Oceniam zdecydowanie pozytywnie, przy okazji chętnie zapoznam się z opowiadaniami. Ale…po tym, jak to ludzie ekstatycznie wychwalali (w sensie – opowiadania), spodziewałam się czegoś więcej. Niemniej warto.
W międzyczasie odebrałam zamówienie z Empiku, w końcu mam na własność kompletną Sagę o zbóju Twardokęsku, oczy mi się świecą do kolejnych przygód Caine’a, a i finał krucjatowego cyklu Marcina Mortki przeczytam z zainteresowaniem. Na razie jednak pierwszeństwo ma kolejka recenzencka, a i czas na czytanie z rozmaitych względów uległ był skurczeniu.