Blok czytelniczy

Zdarza się od czasu do czasu, ale jeszcze niedawno wyśmiałabym okrutnie każdego, kto by mi zasugerował,ze trafi się wtedy, gdy będę mieć pod ręką świeżutkiego Deaverka. Roadside crosses, drugi tom przygód Kathryn Dance, na który czekałam z utęsknieniem od dawna. No to w końcu mam – i czytam od 3 dni, a jestem na 85 stronie. I nie mam nieodpartej potrzeby chwytać książki natychmiast po otwarciu oczu. Nie mam też oporów przed przerwaniem lektury W POŁOWIE RODZIAŁU (a Deaver z zasady nie pisze długich rozdziałów – tytułem wyjaśnienia dla nieobznajomionych z tematem) i zgaszeniem światła. Nie jest dobrze. Deaver miał mi posłużyć za klin,bo zablokowałam się już we wtorek za sprawą Gromowładnego Gilmana – rekomendowanego zresztą gorąco we wczorajszej audycji Tam i z powrotem w Radiu Kraków. I ja nie mówię, że ta książka jest zła – choć nieco, jak określiłby to Pratchett, elfia jest ewidentnie. Nie mam tylko ochoty przebijać się przez zawiązanie akcji, żeby zobaczyć, o czym to właściwie będzie (dobrnęłam – wyłącznie dzięki jeździe autobusem na Hutę i z powrotem – do strony 50, czyli circe 1/10).
I jak tak się zastanawiam, to chyba po prostu ciągle jeszcze jestem zmęczona ustawowym maratonem i całodzienną walką z memoire, mocno nierówną, skoro na stworzenie niecałej strony potrzebuję 2,5 h.
Nie lubię tak, jak nie mogę czerpać przyjemności z czytania, czuję się nieswojo:/