Nawet dwa filmy ostatnio obejrzałam

W dwa dni. A długo nie było na czym oka zawiesić. Z dwóch biegunów, choć oba czysto rozrywkowe.

Pierwszy to Madagascar 3: Europe most wanted, w wersji z polskim dubbingiem (angielski w ogóle mnie nie bawi, poza tym polski król Julian i pingwiny są jedynie słuszni). No i cóż ja mogę powiedzieć? Dostałam to, czego oczekiwałam, czyli sporo dobrej zabawy i garść niezłych tekstów, plus tygrysa Witalija w – niebagatelnym – bonusie. I przepiękne fajerwerki. Może tylko wykonanie Je ne regrette rien przez polską dublerkę Dubois bolało. Serio, nie mogli jej rozpisać lepszej transkrypcji fonetycznej? Albo – alternatywnie – puścić oryginału? Ale to drobiazg. 7/10

Drugim jest Skyfall, na który poszłam, nie mając pojęcia o Bondzie i kanonach jego, ze względu na osobę reżysera, Sama Mendesa. I zdecydowanie nie żałuję. Początek skojarzył mi się z Tomb Raiderem 4 (rajd po dachach Wielkiego Bazaru), a potem było już tylko lepiej. Masa zabawnych one-linerów, szydera z konwencji (w której przodował Bardem, <3), wymieszana z ukłonami w jej kierunku (nóż, wiedziałam, ale i tak to było piękne), Judi Dench i akcja, panie, akcja!
Bardem troszkę ukradł  film całej reszcie, ze swoim wspaniałym niedbałym dystansem i łotrowską nonszalancją. Nie dłużyło się, w każdym  razie. No i ta piekielna piosenka siedzi mi teraz w głowie i nie chce wyjść. 8/10, warto zainwestować w bilet kinowy.