Nie o takim osiedlu marzyłam

Podejrzewam, że to raczej kwestia rozbuchanych oczekiwań po Przejęciu, które czytało mi się naprawdę znakomicie, ale dalsze losy komisarza Mortki trochę mnie rozczarowały. Osiedle marzeń, napiszmy od razu i żeby nie było nieporozumień, jest dobrze przemyślanym, wielowątkowym, ciekawym i solidnym kryminałem, utrzymującym dotychczasowy poziom serii. Liczyłam po prostu na dalszy progres, może nie tak znaczący, jak różnica na plus między Podpalaczem i Przejęciem, ale jednak zauważalny.
Tymczasem tom czwarty, choć zaczyna się mocną sceną, nie przykuwa do opisywanej historii tak bezwarunkowo jak Przejęcie. Jasne, dzieje się sporo, na tyle dużo, że wątki prywatne głównych bohaterów pojawiają się tylko w szczątkowej formie (i w zasadzie w porządku, Mortce poświęcono sporo miejsca w poprzednich tomach, Sucha ma na razie pozostać enigmą). Tylko że tematyka głównego wątku (styk zorganizowanej przestępczości i polityki, narkotyki i stręczycielstwo, a na dokładkę jeszcze media) w tak skumulowanej formie dobrze wyglądałaby w wielosezonowym serialu w stylu The Wire albo w trylogii, takiej, jak ta z Oslo Jo Nesbo. W pojedynczej powieści, której akcja rozgrywa się w ciągu kilku dni na warszawskim osiedlu dla wyższej klasy średniej, powstaje raczej wrażenie przeładowania, momentami ocierającego się o groteskę.
A główny wątek to dalece nie wszystko, co Osiedle marzeń ma nam do zaoferowania. Jest jeszcze wątek podkomisarza Kochana, z którym osobiście mam największy problem. Po pierwsze, kompletnie nie kupuję totalnej przemiany osobistej tego bohatera (piszę w ogólnikowy sposób, żeby uniknąć spoilerów). Niby czysto teoretycznie taki zwrot jest możliwy pod wpływem opisanego bodźca, ale nie w przypadku tego faceta, którego poznaliśmy już dosyć dobrze. Choć motyw wygląda efektownie i może wzbudzić w mniej cynicznym czytelniku spore emocje, jest kompletnie niewiarygodny.
Ale jest jeszcze zawodowa aktywność Kochana, delegowanego za karę do jednoosobowego Archiwum X. Gdzie w ciągu 3 dni rozwiązuje 3 duże sprawy! I o ile jeszcze jedną można by jakoś zrozumieć (szczęśliwy traf), a drugą da się racjonalnie wytłumaczyć (dane nieznajdujące się w aktach – możliwy sabotaż), to, powtarzam, trzy sprawy w trzy dni stawiają jakość pracy komendy stołecznej pod sporym znakiem zapytania. Bo skoro może sobie przyjść taki leser jak Kochan, otworzyć losową teczkę, podjąć losową aktywność i rozwiązać daną sprawę (zaginięcie czy podwójne zabójstwo nastolatek) w ciągu doby, to wcześniej najwyraźniej zajmowała się nią banda krótkowzrocznych idiotów, ewentualnie jeszcze gorszych leserów. A wystarczyło, że jednemu nie chciało się wracać do domu i z desperacji wziął się za robotę, pomyślał chwilę, pojechał tu i tam.  Jest to obrazek, delikatnie rzecz ujmując, mocno naciągany. I banalizujący mrówczą pracę, jaką wykonuje prawdziwe Archiwum X. Jasne, czasem zdarza się tak, jak w opisanych sprawach. Ale zwykle takie zagadki rozwiązuje się latami i wymaga to ciężkiej pracy analitycznej.
A na dodatek zmyłka była tym razem zbyt oczywista, zwłaszcza jeśli ktoś po majstersztyku z Przejęcia był wyczulony od samego początku:)
Miło było ponownie spotkać się z Kubą M., ale chyba Wampira (mimo zastrzeżeń) czytało mi się lepiej, bo bardziej kupiłam konwencję i miałam zdecydowanie mniejsze oczekiwania.
Przy czym zdecydowana większość moich uwag wynika z indywidualnego odbioru tekstu. Zachodzi więc dość wysokie prawdopodobieństwo, że nikt poza mną nie oceni intrygi w ten sam sposób. Zatem koniecznie przekonajcie się sami, co kryje Osiedle marzeń. A jeśli jeszcze nie znacie Mortki, to zacznijcie od Podpalacza. Warto, z polskich autorów chyba tylko Miłoszewski pisze lepsze współczesne kryminały niż Chmielarz.

Normal
0
21