Znalazłam też oczywiście czas na czytanie.
Ślepnąc od świateł Jakuba Żulczyka zaczęłam jeszcze przed wylotem. Jest to niewątpliwie powieść ciekawa i warta uwagi, choć irytowała mnie ponadnormatywna odporność głównego bohatera na bezsenność, urazy i inne licznie doznawane krzywdy oraz jego (moim zdaniem dosyć łopatologiczne i denerwująco przerysowane) majaki. Niemniej inne elementy – przemyślenia Jacka na temat innych bohaterów i świata, obserwacje socjologiczne, kreacje pozostałych bohaterów, bardzo wiarygodny język – robią świetne wrażenie. Na pewno świadczą o znacząco większych umiejętnościach autora, niż by wynikało z kilku czytanych przeze mnie opowiadań. Warto sięgnąć. 8/10
W następnej kolejności sięgnęłam po Cudzoziemca w Olondrii Sofii Samatar, powieść z serii Uczta Wyobraźni, czekającą od dawna na czytniku na swoją kolej. Pomyślałam, że egzotyka Madery dobrze się skomponuje z tym tytułem – i miałam rację. To absolutnie niezwykła, przepięknie przełożona na polski przez Michała Jakuszewskiego, nastrojowa opowieść o poszukiwaniu własnej tożsamości przez młodego Jevicka z Tyomu. Po śmierci despotycznego ojca przejmuje on jego interesy i w sprawach handlu pieprzem wyrusza do obcej krainy, której mieszkańcy spisują księgi (vallon). W Tyomie w ogóle nie używa się pisma. Przygotowując syna do przejęcia schedy, ojciec przywiózł mu z Olondrii nauczyciela, który miał zapoznać młodzieńca z językiem i zwyczajami tej przedziwnej części świata. Nie przewidział tylko jednego – jak bardzo Jevick pokocha książki. Olondria stała się obsesją chłopaka. A nie wiedział o niej nie tylko wszystkiego, ale nawet części tego, co wiedzieć powinien. Podróż Jevicka to także opowieść o niezwykłym uczuciu, jakie połączyło go z przypadkowo spotkaną konającą dziewczyną i okazało się silniejsze od śmierci. A przede wszystkim o walce dwóch porządków – pierwszy, oparty na tradycji, symbolizuje przekaz ustny. Drugi uosabiają pismo i księgi. Nic tu jednak nie jest proste, a sama historia, poruszająca i wywołująca szeroką gamę rozmaitych uczuć, pełna opowieści w opowieściach i stylistycznie nieco przywodząca na myśl publikowaną w ramach tej samej serii twórczość Catherynne M. Valente, skutecznie opiera się próbom streszczenia i kategoryzacji. To bardzo dojrzały debiut, warty poznania. 8/10
Potrzebowałam potem nieco oddechu, sięgnęłam zatem po znanego i lubianego, ale od jakiegoś czasu zaniedbanego, komisarza Van Veeterena. Komisarz i cisza Nessera to tradycyjnie bardzo solidny, głęboko przemyślany kryminał. Obok wciągającej intrygi, osnutej wokół brutalnych mordów dziewczynek spędzających wakacje na obozie zorganizowanym przez sektę i przechodzących duchowe przygotowania do przyjęcia w poczet wspólnoty, autor przemyca równie zajmujące rozważania. Jak policjant ma oddzielić osobiste przekonania i antypatie od obowiązków służbowych? Jak pogodzić wolność wyznania z poszanowaniem bezpieczeństwa publicznego? Jak daleko sięga domniemanie niewinności? Którędy przebiega granica między zaniechaniem a nadużyciem policyjnych uprawnień? Z tego połączenia spójnej intrygi z nienachalną, acz ważną i bynajmniej niepowierzchowną (a także niełatwą) refleksją powstaje zdecydowanie niebanalna całość. Dzięki prostocie i lekkości stylu autora tekst się po prostu połyka. 8/10
Na koniec (doczytywałam już po powrocie) zostawiłam sobie mocny akcent, czyli Cynkowych chłopców – zapis rozmów, które białoruska pisarka, Swietłana Aleksijewicz, przeprowadziła z weteranami wojny w Afganistanie z lat 1979-1989 oraz matkami i żonami poległych tam żołnierzy. Nie będę ukrywać, że książka jest po prostu przerażająca. Z losów jednostek, tak czy inaczej dotkniętych tym konfliktem, wyłania się boleśnie spójny obraz skutków patriotycznej indoktrynacji, naiwnej wiary w oficjalną propagandę, bezwzględnego manipulatorstwa i hipokryzji aparatu państwowego oraz dramatycznych realiów samej wojny. Tragicznych warunków, w jakich żyli i umierali żołnierze, braku sprzętu, lekarstw, bezwzględnego wyzyskiwania "kotów", wszechobecnej śmierci i kompletnego odczłowieczenia przeciwników. Automatyzmu zabijania, gorącej nienawiści, bezustannie pulsującej adrenaliny. Pojawia się też w trakcie lektury zasadnicze pytanie – czy lepiej było wrócić z wojny w cynkowej trumnie, do której nawiązuje tytuł, czy przeżyć? Gdy prześledzi się losy ocalałych, tych okaleczonych fizycznie i wysłanych na groszowe renty, a następnie nazwanych zdrajcami, a także tych okaleczonych psychicznie, którzy w życiu po wojnie nie potrafili się odnaleźć, odpowiedź przestaje być oczywista. W książce zamieszczono również, na zakończenie, dokumentację procesów cywilnych wytaczanych autorce za naruszenie dóbr osobistych przez niektórych bohaterów kilka lat po publikacji, co jest osobną – intrygującą, smutną i znamienną – historią. Nie jestem w stanie polecić tej książki, bo jej lektura stanowi bardzo ciężkie przeżycie. Ale niewątpliwie powstała w określonym celu – przeciwko wojnie – i cel ten znakomicie, choć wyjątkowo przejmująco, realizuje. Koszmary po lekturze niewykluczone. 10/10