Ferrante nie jest dla mnie

Zachęcali, zachęcali, nawet dostałam w prezencie wszystkie cztery tomy w e-bookach. Wracając pociągiem z Krakowa, pomyślałam zatem, że to dobra okazja, żeby w końcu dać szansę pierwszemu tomowi cyklu Eleny Ferrante Genialna przyjaciółka.
Wedle osób polecających, miała to być niesamowicie wciągająca lektura, od której nie sposób się oderwać, a więc idealna opcja na kilkugodzinną podróż.
Zaczęłam czytać, rozglądając się w miarę postępu lektury coraz bardziej nerwowo na boki (oczywiście mentalnie), bo miałam wrażenie, że zaszło tu jakieś kolosalne nieporozumienie i opowieści pełne żarliwego czytelniczego zachwytu dotyczyć musiały zupełnie innego utworu.
Nic to, może dalej będzie lepiej, pocieszałam się, męcząc się niemiłosiernie z pretensjonalną historią pokręconej przyjaźni dwójki dziewczynek, dorastających w gorszej dzielnicy Neapolu. Może w końcu zaskoczy, wiele już było takich przypadków.
Dalej jednak było tylko gorzej, poetyka utworu przechyliła się w stronę romansu dla podlotków. Żaden pozytywny przełom nie nastąpił, choć wreszcie zdołałam umęczyć powieść do końca. Wiem na pewno, że nie będę kontynuować przygody z cyklem. Nie miałam jakichś konkretnych oczekiwań, ale jednak nie spodziewałam się z całą pewnością pretensjonalnej, nudnej, słabej psychologicznie powieści inicjacyjnej, w której pierwszym tomie towarzyszymy bohaterkom od wczesnego dzieciństwa do ukończenia 16 lat i w zasadzie nic istotnego się nie wydarza.
Głównym problemem był dla mnie (obok wymienionych wyżej) fakt, że narratorka, Elena Greco (prawdopodobnie w jakimś stopniu alter ego autorki), jest współuzależnioną od swojej najlepszej przyjaciółki Lili, głupiutką i w gruncie rzeczy może i godną współczucia, ale w moim odczuciu przede wszystkim niesamowicie irytującą osobą. Pewnie, w dużej mierze to efekt tego, że jej rodzice traktują ją jak piąte koło u wozu, nie doceniają jej osiągnięć i nie budują w niej poczucia własnej wartości. Ale, na litość, Lena od najwcześniejszego dzieciństwa czyni z Lili swój najważniejszy punkt odniesienia, bez akceptacji i uznania, a najlepiej współuczestnictwa przyjaciółki, nic w życiu nie ma dla niej wartości ani znaczenia. Nawet będąc już w liceum, Lena nie potrafi się wyzwolić z ram tego idiotycznego rozumowania, choć to ona w teorii jest tą tytułową genialną przyjaciółką, to jej udaje się zdobyć wykształcenie i szanse na awans społeczny, a Lila swój potencjał marnotrawi, podporządkowując wybory życiowe dobru rodziny. Słowem, nudy, chaos, schematy, a w dodatku dosyć żenujący  przykład prawdopodobnie nieuleczalnej głupoty. Nic ciekawego, tło społeczne naszkicowane bardzo umownie, styl mocno taki sobie.
Jak już, to zdecydowanie polecam z tych klimatów i podobnej epoki trylogię Grzesiuka.