Seriale roku 2017

Opisywanie seriali szło mi zdecydowanie lepiej niż opisywanie filmów. Odpadłam dopiero w czwartym kwartale, a z ważniejszych premier nie widziałam chyba tylko Feud i The Deuce. Oba tytuły mam w planach.

A. NAJLEPSZE SERIALE:
 
1. Opowieść podręcznej – nie było w tym roku dyskusji ani godnego rywala dla tej genialnej ekranizacji, o której pisałam na świeżo po seansie.
 
2. The Man in the High Castle – sezon 1 i zwłaszcza sezon 2 – a to z kolei przykład, jak twórczo rozwinąć wyjściowo dość kameralny świat przedstawiony i zrobić to ciekawiej od oryginału. Szczerze? Pierwszy sezon był trochę rozlazły, ale – z uwagi na bardzo niską zbieżność serialowej fabuły z powieścią Dicka – i tak intrygował na tyle, że warto było dotrwać do momentu, w którym akcja ruszyła. Za to w drugiej serii twórcy naprawdę rozwinęli skrzydła i zaproponowali wciągającą historię. Świetna obsada, zwłaszcza jej japońska część (to historia alternatywna, o świecie, w którym państwa Osi wygrały wojnę), ale głównego esesmana też lubię (wiem, jak to brzmi, ale naprawdę to jedna z ciekawszych postaci). Bardzo polecam, wyjątkowo nie trzeba znać książki, ale dzięki jej znajomości można tym bardziej docenić geniusz scenarzystów.
 
3. Mindhunter – nie ma co oszukiwać, uwielbiam Finchera, uwielbiam grzebanie w przestępczych umysłach, ten serial po prostu musiał być na moim tegorocznym podium. Dlaczego? Pisałam tutaj. I soundtrack, geniusz w stanie czystym.

B. PREMIERY WARTE UWAGI:
 
1. Ania, nie Anna – ekranizacja, której bardzo się bałam, a która okazała się chyba najprzyjemniejszym zaskoczeniem roku.

2. The Crown sezon 1 i zwłaszcza sezon 2 – nie mogłam długo złapać chemii z tym serialem, czemu zawiniły trzy pierwsze, dosyć nudne odcinki. Ale pierwszy sezon ładnie się rozkręcił, a drugi, skoncentrowany na Elżbiecie jako członku rodziny, a nie głowie państwa, oglądało się już naprawdę znakomicie. Wielkie brawa dla księcia Filipa (Matt Smith), któremu udało się ukraść sezon tytułowej bohaterce.

3. Legion – serial SF, specyficzny, mocno autorski i zdecydowanie nie dla każdego, co od razu zaznaczam. Wymaga bardzo dużego skupienia, zwłaszcza na etapie zawiązania akcji, kiedy to niczego widzowi nie ułatwia.  Jednocześnie żaden serial, który obejrzałam w tym roku, nie zdążył tyle razy i tak skutecznie wyprowadzić mnie w pole. No i zdecydowanie to sztuczka, która może się udać tylko raz. Ale zobaczymy, co przyniesie ewentualna kontynuacja.

Nie zmieściły się w topce, ale zdecydowanie zasługują na wspomnienie: Better Call Saul – sezon 3 (nareszcie ruszył, i jak pięknie pokazał wojnę między braćmi!), Liar – sześć odcinków o tym, jak łatwo paść ofiarą sprawnego kłamcy, niestety troszkę siada w finale, ale nie można mieć wszystkiego oraz This is Us – ładnie zamknęło pierwszy sezon i mimo moich obaw w drugim nadal zachowuje swoją nieuchwytną magię.

C. KLAPY ROKU:
Top of the Lake sezon 2 – umówmy się, że ten serial nigdy nie był normalny, ale poziom odjazdu, jaki zaprezentowano w tym sezonie, jest nie do przełknięcia nawet mimo genialnej obsady. Nie róbcie sobie tej krzywdy. Dawno nie widziałam czegoś bardziej absurdalnego.
Tin Star – Tim Roth jako szeryf samotnie rzucający wyzwanie naftowemu gigantowi. Co może pójść źle? Otóż wszystko, moi drodzy. Totalnie wszystko, bo scenarzysta chyba dostał nie te narkotyki. A może miał akurat syndrom odstawienia? W każdym razie serdecznie odradzam.
The Defenders mogło z tego być coś ciekawego, ale przez idiotycznie poprowadzony wątek Iron Fista wyszło kiepsko.

Coś waszym zdaniem pominęłam?