Wolałabym mimo wszystko tę pierwszą opcję, jako pozostawiającą nadzieję, że Deaver nie pójdzie w ślady Sapkowskiego i nie pogrąży się w błogostanie rzemieślniczego samozadowolenia, opartym na (skądinąd słusznym, niestety) przekonaniu, że fani łykną wszystko, co raczy sygnować swoim nazwiskiem.
Tak czy owak, jego najnowszy produkt, druga powieść z cyklu o specjalistce od przesłuchań i niewerbalnego wykrywania kłamstwa, Kathryn Dance, jest jakości dramatycznie słabej. Jedyną słabszą od Przydrożnych krzyży (że tak sobie bezczelnie przetłumaczę;p) powieścią jego autorstwa [choć kilku jeszcze nie czytałam, ale z tych, które znam, a jest ich mimo wszystko zdecydowana większość] jest Konflikt interesów (tytuł oryginału Mistress of Justice zdradza zdecydowanie zbyt wiele czytelnikowi inteligentniejszemu od średnio lotnego szympansa, więc tym razem wygibas tłumacza uważam za usprawiedliwiony:). Ta ostatnia należy jednak do prac najwcześniejszych, a ponadto to, co zostało wydane, stanowi przeróbkę jednej z pierwszych literackich wprawek autora w ogóle – i, nie da się ukryć, mimo wygładzania jest to widoczne jak na dłoni.
Tymczasem pierwszy tom o Dance był naprawdę niezły (po słabszym Rhyme’owym Zegarmistrzu), nawet z poprawką na ewidentne naginanie rzeczywistych możliwości analizy kinezycznej do potrzeb fabuły.
Dygresja mode on: Choć o prawdziwym bezczelnym przekłamywaniu w prezentacji technik niewerbalnego wykrywania kłamstwa Deaver nie ma pojęcia – powinien się facet zapisać na korepetycje do twórców Lie to me – zaczęlam oglądać niedawno i jak wpadłam w podziw, tak sobie na razie trwam, pociągnę, póki nie przegną powyżej progu tolerancji.A mam wysoki, bo na razie tylko mnie to bawi:)/dygresja mode off
Rozpoczęcie cyklu z nową bohaterką i nową tematyką było chyba Deaverowi pisarsko potrzebne, jako odskocznia od kryminalistycznej precyzji laboratorium Rhyme’a. Remedium jednak nie działało długo.Owszem, po Śpiącej laleczce powstało świetne moim zdaniem Rozbite okno, przywracające świeżość serii o sparaliżowanym kryminalistyku i jego rudowłosej partnerce. Natomiast dalszego pomysłu na Dance Deaverowi wyraźnie brakuje. Nie potrafił interesująco pogłębić tej postaci, pozostała sztamowym szkicem milej, dobrej, inteligentnej wdowy dzielnie wychowującej z pomocą rodziców dwójkę dzieci. Nie zyskała żadnego nowego – w porównaniu z pierwszą powieścią – rysu charakteru. Nie potrafię jej sobie wyobrazić, a nawet nie mam ochoty próbować.
Fabuła Przydrożnych to osobna żenująca historia – agentka, przez 250 stron podążająca fałszywym tropem, nie dostrzega, że dowody obciążające podejrzanego są zbyt dogodnie jednoznaczne i prawdopodobnie zostały w związku z tym podrzucone przez prawdziwego sprawcę. Niespodzianka! Innego niż podejrzany. Klapki na bystrze wychwytujących minimalne oznaki kłamstwa oczach? Co gorsza, idąc za ciosem BW, Deaver po raz kolejny opiera intrygę na zagrożeniach internetu: tym razem na blogach i tak zwanym dziennikarstwie obywatelskim, a z drugiej strony na RPG online. Podejrzany większość czasu spędza w świecie gry wzorowanej na WoW. A ponieważ śledztwo prowadzą "starzy", dużą część powieści zajmują wykłady o podstawach funkcjonowania blogosfery i mechanice RPG. Uzupełnione, o zgrozo, notkami z bloga "dziennikarza obywatelskiego", który odgrywa w fabule znaczącą rolę. W pewnym momencie (o ileż za późno!), autor orientuje się, że zabrnął w grzęzawisko nudy, zgubił napięcie i uśpił czytelnika. Nawet kolejny flirt Dance z cyklu " i chciałabym i boję się" oraz wątek jej nieporozumień z matka nie ratują ponad połowy książki. Za stroną 250 wraca tempo i chęć do czytania, ale prowadzi to przyspieszenie do rodzaju twistów, które ja akurat lubię najmniej – nachalnych, wyjętych z kapelusza, naciąganych jak gumka od starych kalesonów, ale za to ZASKAKUJĄCYCH. Co z tego, ze na bakier z logiką? Deaverowi nie chce się już komponować finezyjnej intrygi, wie, że nie musi. Pozwala sobie na numery w stylu Krajewskiego. Jest to smutne, bo ten sam facet napisał Kamienną małpę, Maga i Modlitwę o sen oraz masę innych bardzo fajnych rzeczy, a teraz tłucze przeciętne produkcyjniaki. Ale – kto bogatemu zabroni?
P.S. Wczoraj skończyłam pozacyklową powieść Deavera z 2008 – Porzucone ofiary (org. The bodies left behind), która jest o tyle lepsza, ze akcja występuje już od pierwszej strony i można sie wciągnąć. Niektóre twisty nieco zgrabniejsze, ale ogólnie nie wychodzi poza schemat: dzielna policjantka z prowincji vs. bezwzględni zawodowi mordercy i 10 tysięcy akrów parku stanowego…
P.S. 2 Dla odmiany coś dobrego do czytania – Gromowładny 🙂