Gdy całe miasto wyjeżdża na tytułowy Długi weekend w drugim tomie cyklu Hagena. Mam pewien problem z oceną tej powieści. Być może wynika on z faktu, iż braku czasu nie mogłam jej czytać tak, jak powinno się czytać dobry kryminał. Czyli za jednym zamachem. A w zamian 470 parę stron "męczyłam" ponad tydzień, głównie po 60 przed zaśnięciem.
Myślę sobie jednak, że tym razem po prostu bohaterowie i podejście do konwencji pozbawione było efektu świeżości, jaki wystąpił w przypadku tomu pierwszego. A nowych zalet raczej zabrakło. Owszem, ostateczne rozwiązanie okazuje się uroczo przewrotne i w sumie dość oczywiste. Przewrotność ową policzyć należy niewątpliwie na plus.
Jednak poza tym mamy do czynienia ze zbyt dużym nagromadzeniem wątków gazetowych. Zarówno historie fundacji ekologicznej, jak i firmy archeologicznej, związane z budową nowej drogi na Euro, niczym na dobrą sprawę nie zaskakują. Autor leci stereotypami.
Układy, układziki, wszechwładni politycy, a do tego wszystkiego jeszcze wątek rzekomego molestowania pensjonariuszy domu dziecka i Hagenowska wersja Młodzieży Wszechpolskiej.
Obrazu całokształtu nie ratują za bardzo kłopoty sercowe Maria ani wątek restauracyjny. Za dużo grzybów polityczno-społecznych jak na jedną porcję fabularnego barszczu.
Tym razem w skali od 1 do 10 najwyżej siódemka. Trzecia część troszkę sobie poleży w oczekiwaniu na swoją kolej.