Do not go gentle into that good night, czyli dlaczego oglądanie Interstellar mnie bolało

Żeby było jasne – poniższy wywód nie będzie recenzją najnowszego filmu Christophera Nolana Interstellar. Będzie moimi wrażeniami z seansu, na który udałam się dobrowolnie i z ochotą podczas długoweekendowego wyjazdu, bo Nolan to – obok Finchera – mój ulubiony współczesny reżyser. Nie będzie wolny od spoilerów, bo bez nich po prostu nie da się przekazać tego, co bym chciała. Nie daję gwarancji, że w ogóle uda mi się napisać coś sensownego. Nie jest to wyłącznie moja wina, powiedziałabym wręcz, że to w głównej mierze wina scenariusza (współautorstwa reżysera), który jest pełen takich bzdur, że czasami po prostu mózg staje i odmawia współpracy. Po tym przydługim wstępie przechodzimy do naszych baranów. Dla tych, którzy boją się spoilerów, wersja skrócona: nie idźcie, szkoda waszego czasu, zdrowia psychicznego i pieniędzy. Jeśli lubicie Nolana, to nie idźcie tym bardziej. Nie ma za co:)
Szczerze powiem, że już na etapie zwiastunów miałam złe przeczucia. Ale w końcu to facet od Prestiżu, Mrocznego rycerza, Incepcji. Człowiek, który zrobił Memento, nie da mi łzawej historyjki pod tytułem "amerykański farmer porzuca rodzinę, by ratować świat przed Apokalipsą i przy okazji zrealizować własne ambicje, ale spoko, obiecał, że wróci, to wróci".
Ekhm. Już w linkowanym zwiastunie mamy dialog wzmiankowanego farmera z przymusu (bo z powołania i wykształtu pilota i inżyniera) z soon to be porzuconą córką, w którym jej wyjaśnia, że wszystko, co może się zdarzyć, będzie miało miejsce.
Film jest wyjątkowo piękną wizualnie (bo to mu trzeba oddać)  katastrofą. Dialogi niedobre, bardzo niedobre dialogi są, z wyłączeniem jakichś 10 minut wymian zdań z robotami pokładowymi, a podkreślam – czas trwania całości to 170 minut. Normalnie myślałam, że trafiłam na polski serial. Nuda niesamowita jest. Brak jakiejkolwiek logiki w zachowaniach postaci – check.
Pewne rzeczy, które muszę napisać, wręcz nie chcą mi przejść przez klawiaturę, bo o ile jeszcze jestem w stanie uwierzyć w teorię grawitacji jako medium, to jak słyszę, że miłość może nas uratować i pozwolić nam wznieść się do gwiazd (nie w metaforycznym sensie, bynajmniej) – uszami mózg mi się wylewa.
A to jeszcze nie jest najgorsze. Typ przelatuje cało przez czarną dziurę (choć statek, zwracam uwagę, przeznaczony do podróży międzygwiezdnych, jest pono nieodporny na wysokie temperatury), by wylecieć… u siebie w domu za biblioteczką i nadawać Morsem komunikaty do własnej córki, najpierw zrzucając książki z półek, a następnie bawiąc się wskazówką od zegarka (co córka rozszyfrowuje w jakieś dwie sekundy). Potrzebujecie czegoś więcej?
Gość nie ginie po przekazaniu wiadomości, tylko znajdują go koło Saturna tuż przed niechybną śmiercią i jeszcze się wyrabia z dotrzymaniem złożonej córce obietnicy. Baloniki, pomniki ku czci, wszyscy świętujemy, Apokalipsa odroczona, kochajmy się, to może odlecimy jeszcze dalej.
Trzeba trafu, że przed seansem wspominaliśmy z osobami towarzyszącymi mi na projekcji Prometeusza. I chyba zauroczyliśmy, bo, jak babcię kocham, a robię to szczerze i głęboko, kiedy patrzyłam na zachowania członków ekspedycji podczas badania kolejnych planet pod kątem ich potencjalnej zdatności do kolonizacji, to miałam mocne skojarzenia. A to bynajmniej nie jest komplement. Przylatują na planetę zalaną wodą, po czym, ot tak, wysiadają i brodzą, jakby byli u siebie. Nie dostrzegając wielkiej fali, która może ich zabić, a jednak tylko zalewa im silniki. W efekcie wywołanego tym drobnego poślizgu wszyscy wielcy naukowcy z NASA starzeją się o jakieś 70 lat, a być może nawet więcej.
Nie, ja już dłużej nie mam siły, to zbyt bolesne.
Jest to bardzo imponujący wizualnie i bardzo zły pod każdym innym względem film. Naprawdę, jeśli chcecie czegokolwiek poza obrazkami, wybierzcie jakiś inny. Ja natomiast pozostałam z przykrą konstatacją, że już chyba na żadnym reżyserze nie można polegać. Za te – naprawdę ładne – obrazki i sympatyczne roboty dam 5/10, choć za długość bzdurnych i nudnych kawałków (+ 30 minut reklam) powinno być maksymalnie 4/10.