Przydał mi się Czesław Niemen, a raczej fragment tekst utworu Dziwny jest ten świat, do oddania uczuć, które towarzyszyły lekturze dwunastej powieści z Harrym Holem. Niestety, mimo że dwukrotnie zarwałam z nią noc, a zarówno autora, jak i cykl bardzo lubię, nie jestem w stanie napisać, że była to powieść dobra. Złe przeczucia, które powstały po lekturze Macbetha, wprawdzie nie potwierdziły się w pełni, gdyż w dalszym ciągu norweski pisarz potrafi zbudować hipnotyzującą narrację i ostatecznie zaskoczyć czytelnika (jak i samego śledczego) osobą sprawcy zabójstwa. Niemniej, nie okazały się też całkowicie bezpodstawne.
Początek Noża jest wręcz dramatycznie kiepski. Nesbo w tandetnym, mocno melodramatycznym stylu po raz kolejny zabiera nas w myśli Harry’ego, wyrzuconego przez Rakel z domu i znajdującego się na dnie alkoholowego ciągu. Sielanka małżeńska, tak jak bohater się tego obawiał przy opisanej w Pragnieniu sprawie wampirysty, została gwałtownie przerwana. Dlaczego Rakel wyrzuciła męża? Harry doskonale wie, ale z czytelnikiem się tym nie podzieli, a przynajmniej nie przedwcześnie. Teoretycznie nie ma to zresztą żadnego znaczenia. W końcu rozstają się nie pierwszy raz i zapewne by do siebie w końcu wrócili. Gdyby nie pewne przeszkody natury obiektywnej, które pojawiają się wraz z rozwojem fabuły.
Hole jest w najnowszej odsłonie żałosny i sympatia czytelnika nie znajduje się po jego stronie. Wraz z Trulsem Berntsenem stanowią pośmiewisko Wydziału Zabójstw. Jednego zaprotegował nowy minister sprawiedliwości (tak, daleko Bellman zaszedł), drugiego z litości (i żeby nie zachlał się na śmierć) przyjęła z powrotem Katrine Bratt. Dostają same najprostsze sprawy. Jak odwrócić tę optykę? Oczywiście Hole musi ucierpieć bez własnej winy, za to w taki sposób, by otrzymał dostateczny bodziec do powrotu do prawdziwej pracy śledczej i oderwania się od butelki. A że upadek protagonisty jest głęboki, wstrząs musi być proporcjonalnie silny. I Nesbo nam to zapewnia (tu heroicznie unikam spoilera).
Niemniej, wiele więcej nie oferuje. Żeby nie było nieporozumień – są oczywiście liczne twisty, w zdecydowanej większości, w zasadzie poza ostatnim, przewidywalne, a niektóre tak tandetnie hollywoodzkie, że robi się przykro, gdy pisarz potwierdza przypuszczenia czytelnika i mimo wszystko postanawia się nimi posłużyć. Choćby wcześniej sugerował coś wręcz przeciwnego. O ile jednak punkty zwrotne w większości rozczarowują, to sprawność narracji wraz z pełną kontrolą nad wątkami pobocznymi sprawia, że docieranie do nich jest procesem bezbolesnym i wciągającym. Przy wszystkich swoich słabościach, rozwiązaniach życzeniowych, naciąganych czy tanich, fabuła Noża angażuje czytelnika, który niemal do samego końca nie traci nadziei, że będzie lepiej. Autor, jak to ma w zwyczaju, pokaże pod koniec chowanego w rękawie asa. I ogólny bilans wyjdzie na plus, a wszelkie potknięcia będzie można puścić w niepamięć.
Choć już pierwsza scena zapowiada, że w pewnym momencie będziemy mieli do czynienia ze spektakularną zagrywką w najgorszym stylu Pancernego serca, która dobitnie nam przypomni, że Harry, jak Indiana Jones (bo już niestety nie Han Solo), jest nieśmiertelny i nawet wybuch bomby atomowej przeżyje w lodówce.
Nie odgadłam tożsamości zabójcy, choć przesłanki były, bo nie chciałam uwierzyć w intrygę tak wydumaną i słabą. Biorąc pod uwagę, że jest to powieść autora dojrzałego i po gigantycznym światowym sukcesie, należy moim zdaniem ocenić ją nawet surowiej niż pierwszego w cyklu, debiutanckiego Człowieka nietoperza. Bo wraz z sukcesem poprzeczka się podnosi. Im sukces większy, tym wyżej. A Nóż to ewidentnie spalona próba. Niezły kryminał dla przeciętnego autora, ale bardzo słaby, niepotrzebnie efekciarski popis mistrza gatunku. Wpadka. Czas poszukać osełki. Sugerowałabym nowego bohatera. Hole się skończył i wszystko wskazuje, że Nesbo o tym wie.
Przykro, ale z faktami się nie dyskutuje.