Nadmorskie Przeradowo to po sezonie, jesienią 1986 roku, smutne i przygnębiające miejsce – wydaje się, że wraz z latem z miasteczka wyciekło życie, wnoszone przez tłumy turystów. Opustoszał pensjonat „Rybaczówka”, w którego holu nudzi się niemiłosiernie maturzystka sprzed kilku miesięcy, Pola Filipiak, córka właścicielki. Nuda sprzyja mrocznym myślom, zwłaszcza że pod koniec września zginęła jej bliska koleżanka z dzieciństwa, Regina Wieczorek. Sprawcę szybko aresztowano, jednak Pola, nie widząc dla siebie przyszłości, nieustannie analizuje skomplikowaną przeszłość, wydarzenia, które sprawiły, że dziewczyny, niegdyś tak sobie bliskie, zerwały wszelkie kontakty. A kiedy w spontanicznie ofiarowanym przez matkę Reginy pudle starych pamiątek znajduje tajemniczy numer telefonu, przypomina sobie miejscowe legendy i postanawia zadzwonić, tylko po to, żeby mieć coś do roboty. Przerwać marazm, wyrwać się z kręgu jałowych i niewesołych refleksji.
Nudzi się również starszy sierżant Krzysztof Igielski, choć jeszcze do niedawna rutyna mu odpowiadała. Ma 41 lat i szczytem jego zawodowych aspiracji była posada w takim właśnie niedużym miasteczku jak Przeradowo, dokąd przyjechał za narzeczoną. Prosta, niewymagająca, ale pożyteczna społecznie praca, którą bardzo lubił. Jakieś bójki, kradzieże, wandalizm, żaden tam kryminał. Wieczorem dobra książka albo ciekawy film, w niedzielę schabowy, a wakacje w Zakopanem. Ale narzeczona nie zamierzała zostać żoną i już jakiś czas temu wyjechała w siną dal, a Igielskiemu pozostały smętne powidoki marzeń o rodzinnej stabilizacji i pusta lodówka. Pierwsze zabójstwo z prawdziwego zdarzenia, z jakim miał do czynienia, też nie pociągnęło za sobą ekscytującego śledztwa. Sprawca wydawał się oczywisty i po lekkiej zachęcie szybko się przyznał. Ale starszy sierżant wciąż trzyma przypięte nad biurkiem zdjęcie Reginy i nie jest do końca zdziwiony, gdy pewnej nocy na komendzie pojawia się tajemniczy mężczyzna, ubrany jak włóczęga, a wysławiający się jak inteligent, i oznajmia, że to on zabił pannę Wieczorek. Sprawa się komplikuje, gdy nieznajomy dodaje, że nie była ona jego pierwszą ofiarą, bo zabijał w Przeradowie regularnie od ponad trzydziestu lat. Dokładnie co siedem lat, zawsze we wrześniu. I wszystkie te uczynki uszły mu na sucho. Teraz jednak Jan Kowalski umiera i nie chce, żeby przez niego siedział w więzieniu niewinny człowiek. Jak wygląda prawda?
W swoim trzecim peerelowskim kryminale Anna Kańtoch niby to powiela sprawdzoną już w Łasce i Wierze formułę, w której w śledztwo, obok milicjantów, angażuje się osoba z zewnątrz – po księdzu i nauczycielce będzie to wyalienowana i nieatrakcyjna nastolatka, która, podobnie jak Maria Lenarczyk i ksiądz Jerzy Marczewski, ma własne tajemnice. Niemniej, Pokuta ten schemat znacząco modyfikuje. Milicjant jest tym razem o wiele bardziej aktywny, prowadzi śledztwo w zasadzie wbrew przełożonym, według których sprawa jest już rozwiązana. Dwóch zabójców to o jednego za dużo, więc Kowalskiego najwygodniej byłoby uznać za wariata. Igielski szybko jednak odkrywa, że w jego zdumiewającej i groteskowej opowieści wiele elementów pokrywa się z rzeczywistością – przede wszystkim seria systematycznych, niewyjaśnionych zaginięć młodych dziewczyn. Starszy sierżant zaczyna podejrzewać, że wieloletnia bezkarność przedziwnego zabójcy nie była kwestią przypadku.
Ostatecznie Pokuta to pod względem intrygi najbardziej zwodniczy z peerelowskich kryminałów Anny Kańtoch – nic tu nie jest takie, jakim się wydaje, a tożsamość zabójcy Reginy Wieczorek to ostatecznie najmniej istotna z licznych powieściowych zagadek, choć także i ta otrzymuje przewrotne rozwiązanie. W sennym miasteczku, w którym z pozoru nic się nie dzieje, mimochodem rozgrywają się różnorodne ludzkie dramaty, a równolegle kolejna odsłona zawikłanej rodzinnej historii, której korzenie sięgają lat trzydziestych dwudziestego wieku. Kontrast między ciężarem tych cichych, prywatnych batalii a wspaniale oddaną leniwą, monotonną atmosferą Przeradowa tylko wzmacnia zaangażowanie czytelnika w odkrywanie kolejnych warstw powieściowej materii. Anna Kańtoch umiejętnie stopniuje napięcie, z dużym dramatycznym wyczuciem dokładając kolejne zaskakujące elementy do swojej misternej nadmorskiej układanki. Warto patrzeć uważnie, bo nawet drobiazgi mają tutaj znaczenie. Co jest w zasadzie definicją dobrego kryminału – dla mnie musi on być nieoczywisty i wymagający. I taka jest Pokuta. O czym będziecie mogli się przekonać już 31 lipca 2019 r., bo wtedy będzie premiera.