Od mojego pierwszego kontaktu z twórczością Clavella pod postacią Króla szczurów minęło ładnych parę lat, ale pamiętam, że książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie.
Tai-pan, powieść o podboju (kolonizacji raczej) Hongkongu przez Brytyjczyków, może nie bije aż tak mocno po głowie, ale również jest imponującym dziełem.
W najlepszym stylu autor łączy tu iście szekspirowski wątek nienawiści dwóch kupieckich rodów, Struanów i Brocków, z opisem dziewiętnastowiecznych realiów handlowo-politycznych, romansami, malarią oraz skomplikowaną równowagą w wymianie towarowej pomiędzy opium, srebrem a herbatą.
Właściwie, jest w barszczu składającym się na tę monumentalną opowieść taka ilość grzybów, że gdyby uwarzyła go inna ręka, pewnie wyszedłby niestrawny. Są tu i dramatyczne losy kobiet i dylematy księży i problemy eurazjatyckich bękartów z autoidentyfikacją. Oczywiście, nie sposób pominąć ogromu przepaści kulturowej pomiędzy Chińczykami a barbarzyńcami.
Wszystko to jednak jakimś cudem (zwanym sprawnością warsztatową i stylistyczną) nie tylko działa, ale po prostu porywa i nie wypuszcza, aż do spektakularnego zakończenia. Polecam bardzo gorąco, czegoś tak dobrego nie czytałam od czasu Peanatemy (choć tamten zachwyt był zupełnie innego rodzaju, to jego skala jest jak najbardziej porównywalna). No i to zakończenie…ech, chapeaux bas, po prostu.