Między tobą a mną zieje przepaść (Wojciech Chmielarz, Wyrwa)

wyrwajpgBardzo lubię sposób pisania Wojciecha Chmielarza i od lat intensywnie promuję jego twórczość w gronie znajomych. Na kryminalnym poletku krajowym niewielu może iść z nim w paragon. Po przejściu z Wydawnictwa Czarnego do Marginesów i dużym sukcesie Żmijowiska autor zdecydował się jednak na czasowe (przynajmniej taką mam nadzieję) porzucenie kryminalnej konwencji na rzecz miksu współczesnej powieści psychologiczno-obyczajowej z wątkami sensacyjnymi.

Rana, zdecydowanie najsłabsza powieść w jego dorobku, totalne nieporozumienie ocierające się wręcz o pastisz, nie wróżyła dobrze temu nowemu kierunkowi, mówiąc bardzo łagodnie. Ale powiedzmy, że ciszej już nad tą trumną. Wpadka zdarza się każdemu, nawet jeśli zeszłoroczne zderzenie z Raną było tym bardziej bolesnym, że całkowicie nieoczekiwanym negatywnym zaskoczeniem.

Dlatego do Wyrwy podchodziłam już z dużą ostrożnością, nie do końca wiedząc, czego się spodziewać. Byłam pełna najgorszych przeczuć, które jednak rozwiały się już po pierwszym wieczorze lektury – niepostrzeżenie pochłonęłam prawie 1/4 powieści do poduszki, wręcz nie mogąc się od niej oderwać. Odetchnęłam z ulgą, myśląc, że jeden z moich ulubieńców wrócił z dalekiej podróży. Cieszyłam się nieco przedwcześnie. Choć Wyrwa jest powieścią bez porównania lepszą niż Rana, to jednak, niejako zgodnie z tytułem, wewnętrznie przełamaną.

Zaczyna się znakomitym, mocnym studium żałoby i rozpadu małżeństwa. Janina, żona głównego bohatera i narratora Macieja Tomskiego, ginie w wypadku samochodowym, pozostawiając męża z dwiema córeczkami, jedenastoletnią Basią i czteroletnią Iwoną. Bohater jest w szoku, obwinia się o śmierć żony, bo kazał jej szybciej jechać do domu z delegacji. Musi zebrać się na odwagę, by powiedzieć dzieciom, że mama nie wróci do domu, ogarnąć codzienność i formalności związane ze sprowadzeniem ciała do Warszawy i organizacją pogrzebu. Jednocześnie nie przestaje się obsesyjnie zastanawiać, co żona robiła na Mazurach, skoro powiedziała mu, że jedzie na plan serialu kręconego pod Krakowem? A to nie jedyna niewiadoma, pozostałe stawiają zmarłą w jeszcze gorszym świetle, ale nic nie zdradzę, by nie psuć przyjemności z samodzielnego odkrywania fabuły.

W każdym razie brak odpowiedzi doprowadza Maćka do szaleństwa i serii niekoniecznie racjonalnych działań oraz decyzji, których świadkami jesteśmy w drugiej połowie powieści. I to właśnie ta część utrudnia jednolite ocenienie Wyrwy. O ile bowiem samo studium żałoby i opis tego, co, jak i dlaczego popsuło się w związku Janiny i Macieja, udaje się autorowi znakomicie, to już w dalszej, bardziej sensacyjnej części, która Zygmuntowi Miłoszewskiemu skojarzyła się z powieściami Patricii Highsmith, mnóstwo jest życzeniowości, naciągania prawdopodobieństwa pod potrzeby fabuły i kiksów zwyczajnie mało sensownych. Nie da się wejść w szczegóły bez serii bezlitosnych spoilerów, które wam daruję. Mam jednak głębokie wewnętrzne przekonanie, że gdyby zamiast sensacyjnej kameralnej rozgrywki, w której cywile biorą sprawiedliwość we własne ręce i samodzielnie dokonują zemsty, zawierając egzotyczny sojusz, zrobić z tej partii klasyczny kryminał,  całość jedynie by na tym zyskała. I nie, nie jest to recenzja z serii: ja bym lepiej napisała, wiem, co autor miał na myśli. Tak tę opowieść widział, czuł, chciał poprowadzić – jego niezbywalne prawo.

A moim, jako odbiorcy, jest czuć w tej historii silny wewnętrzny zgrzyt, a po lekturze – pewien zawód. Wzmocniony całkowicie zbędnym, efekciarskim twistem wepchniętym w finale. Bo jeśli coś się sprawdziło w Żmijowisku, to nie warto z tego rezygnować. Innymi słowy, czekam na rezygnację Wojciecha Chmielarza z gatunkowych hybryd i jego powrót do klasycznego kryminału, niekoniecznie z Kubą Mortką.

Wyrwa jest niezła, ale tylko tyle.