Przeczytanych: 86. Jest to zdaje się rekord w historii bloga. Zagranicznych: 63. Polskich: 23. Jeśli chodzi o rozkład gatunkowy, to 16 non-fiction, 18 pozycji fantastycznych, 18 kryminałów, 8 thrillerów/sensacji, 17 powieści obyczajowych, a reszta (9) to różne takie trudne do jednoznacznego skategoryzowania pozycje. Tradycyjnie było dramatycznie źle, jeżeli chodzi o liczbę postów opublikowanych na blogu. Licząc niniejsze podsumowanie, było ich w tym roku tylko 12, czyli jeden na miesiąc. Ale jestem bardzo zadowolona z tego, że na FP na Facebooku od maja do listopada udawało mi się – czasem z pewnym poślizgiem – wrzucać comiesięczne podsumowania czytelnicze i niekiedy po kilka zdań o aktualnie czytanych tytułach dla 76 śledzących. Kto wie, może w 2022 uda mi się dobić do setki?:D W każdym razie na FP moja aktywność była zdecydowanie większa.
NAJLEPSZA PRZECZYTANA KSIĄŻKA
1) Kristina Sabaliauskaitė Silva rerum II – w sumie idiotyczna sytuacja, bo powinnam napisać solidny pean na temat wszystkich trzech tomów tej litewskiej sagi rodu Narwojszów. Należało to zrobić już w marcu, kiedy to dosłownie pochłonęłam drugi i trzeci tom. Na przeszkodzie stanęło mi życie. Ale Was niech nic nie powstrzyma, jest to bowiem cudowna literacka uczta, z przepięknymi, długimi zdaniami, uwodzącą frazą i niezwykle barwnymi bohaterami. Przy tej okazji po raz kolejny zachwycę się przekładem Izabeli Korybut – Daszkiewicz (tom pierwszy i drugi), który stanowi zupełnie niezależne dzieło sztuki. Po więcej szczegółów odsyłam do doskonałej recenzji Zacofanego w lekturze. Niniejszym obiecuję, że poprawię się po publikacji polskiego przekładu IV tomu.
Tylko 4 z tegorocznych pozycji oceniłam na 5.0 w Biblionetkowej skali. Aż dwunastu wystawiłam 4,5, a 3,5 lub 4.0 – 61 razy! Lektury najwyraźniej dobieram sobie coraz lepiej.
2) Fredrik Backman Mężczyzna imieniem Ove – to druga z tegorocznych 5.0. Backman to moje wielkie tegoroczne odkrycie i zamierzam przeczytać wszystko, co napisał i napisze w przyszłości. W lutym ukaże się polski przekład Niespokojnych ludzi, a ja czekam jak na szpilkach na Zwycięzców, trzeci tom cyklu Miasto niedźwiedzia. Pewnie nie wytrzymam i przeczytam po angielsku, bo szwedzkiego nie znam (niestety, Szwedzi już mają). Ove chce się rozstać z życiem po śmierci ukochanej żony, która była jego prawdziwą drugą połówką. Ale zewnętrzne okoliczności przyrody, np. kot przybłęda i nowy sąsiad łamaga, skutecznie mu to raz za razem uniemożliwiają. Nie jestem sentymentalna, ale Ove też nie jest. Trochę się taki pewnie urodził, a trochę bez wątpienia nauczyło go tego niełatwe życie. I dlatego ta powieść jest po prostu cudowna. Poruszająca, ale nie sztampowa. Wzruszająca, ale nie ckliwa. Życiowa w dobrym znaczeniu tego słowa. Jedna z najlepszych, jakie przeczytałam w tym roku (być może jako ostatnia, bo fala wielkiej popularności tego tytułu, związana z ekranizacją, przetoczyła się 6 lat temu). Zostałam nią oczarowana i entuzjastycznie polecam.
3) ex equo Anna Kańtoch Lato utraconych – wiele lat czekałam, aż tzw. publika doceni pisarstwo Anny Kańtoch, i w tym roku nadszedł ten dzień. Wraz z Wielkim Kalibrem dla pierwszego tomu trylogii o Krystynie Lesińskiej, czyli Wiosny zaginionych. Tymczasem Lato jest jeszcze lepsze – zagadka brutalnego zabójstwa w leśniczówce przykuwa uwagę od pierwszych stron i nie pozwala opuścić świata opowieści do uzyskania wszystkich odpowiedzi. Krystyna – tym razem dwadzieścia lat młodsza, niż na kartach Wiosny zaginionych – mierzy się ze stratą męża i ponownie próbuje przepracować wewnętrznie niewyjaśnione zaginięcie brata. Traci też, a przynajmniej tak jej się wydaje, wiarę w sens wykonywanej pracy. A odbudowania motywacji zawodowej z pewnością nie ułatwi jej rodzinna masakra w leśniczówce, którą ma wyjaśnić. Czworo denatów, w tym dwoje dzieci, i jeden ocalony. Chłopak, który cudownie się odnalazł po latach, gdy wszyscy stracili już nadzieję. Odebrany najbliższym w dzieciństwie, w czasie wycieczki w Tatry – trudno oprzeć się analogiom, choć tylko powierzchownym, z historią samej Krystyny. W oczywisty sposób ocalony Kuba staje się pierwszym podejrzanym, jednak w tej historii nic nie jest proste. A najważniejsze stają się relacje rodzinne. Zawikłane nie mniej, niż splot zdarzeń, który ostatecznie doprowadził do tragedii w sielskim leśnym zakątku. Pewnych ran czas nie goi, nie wszystko da się naprawić, choć niektórzy nawet nie podejmują próby. Historia w teorii o wiele bardziej kryminalna niż Wiosna zaginionych, ale równie mocno zanurzona w psychologii i kładąca pierwszoplanowy akcent na motywacje bohaterów. Ludzie ludziom, a często rodzice dzieciom, zgotowali tu niekiedy mocno niewesoły los. Więzy krwi bywają więzami bardziej dosłownymi, niż sugerowałaby metafora. Niekiedy życia nie starczy, by się z nich wyplątać. Z poczucia winy, nieadekwatności, niespełniania oczekiwań, nieodpowiedniego wypełniania przypisanej społecznej roli. I także o tym, nie tylko o poszukiwaniu zabójcy i próbach pokonywania traum, jest ta historia. Jedno wam powiem – zarezerwujcie na nią czas, bo jak już zaczniecie, najzwyczajniej będziecie musieli poznać wszystkie odpowiedzi. Narracja tutaj jest tak filmowa, że po prostu pochłania. Z wielką niecierpliwością wyglądam Jesieni zapomnianych.
3) Stephen King Dolores Claiborne – już to kiedyś czytałam, ale na tyle dawno, że zdążyłam zapomnieć i na nowo dałam się porwać nagrywanemu przez policjantów zeznaniu prostej, ale nie głupiej kobiety, która – podejrzewana o zabójstwo wieloletniej pracodawczyni – przyznaje się do popełnienia zupełnie innego przestępstwa. A przy okazji opowiada historię swojego trudnego życia. Ale jak ona to robi! Potoczystość stylu jest dla mnie synonimem tej książki. Nie da się wstać i wyjść, kiedy ktoś w taki sposób otwiera przed wami serce. Prawdziwy kryminalno-obyczajowy majstersztyk, moim zdaniem lepszy od również dobrej Misery, którą w tym roku przeczytałam po raz pierwszy. Wspólnym mianownikiem powieści z trzeciego miejsca jest zatem nieodkładalność.
NAJGORSZA PRZECZYTANA KSIĄŻKA
W tym roku wystawiłam mało niskich ocen, najniższa to 2.0 i pojawiła się tylko raz. Korona dla:
1) Donato Carrisi Dom głosów jest to powieść idiotyczna w sposób wręcz kuriozalny, a zarazem bardzo wciągająca. Stanowi to przedziwny paradoks, bo naprawdę czyta się ją bez większej przykrości, tylko oczy stają się coraz większe z rosnącego zdumienia. Cokolwiek głupiego przyjdzie wam do głowy na temat fabuły, autor potrafi wymyślić coś gorszego. Punktem wyjścia jest przybycie do psychiatry sądowego, specjalizującego się w pracy z dziećmi, dorosłej klientki, przekonanej, że w dzieciństwie zamordowała brata. Chciałaby sobie to przypomnieć.
2) Dorota Kotas Pustostany – jest to współczesna proza polska kochana przez krytyków gazetowych, a nienawidzona przeze mnie. Gdzie oni widzą oniryczność na miarę Sklepów cynamonowych, tam ja widzę pseudofantastyczne wstawki ni przypiął, ni wypiął. Okropnie męczące i w zasadzie o niczym. Achronologiczne i ponoć silnie autobiograficzne, ale to po prostu nie dla mnie. Nużące, mimo że krótkie. Nie warto. I coś takiego – słabo podrabiana Masłowska zblendowana z dziesiątą wodą po Sklepach cynamonowych i jakimś dziwnym quasi strumieniem świadomości z surrealistycznymi obrazkami – dostało Nagrodę Literacką Gdynia? Młodzieżowo mówiąc: LOL, NOPE. Mogłam posłuchać instynktu i odpuścić po pierwszym zdaniu, które brzmiało: Wczoraj znalazłam w szafie latarnię morską. And I kid you not. Ale zachciało mi się nadrabiać aktualne nurty polskiej prozy.
P.S. Żeby nie było, że jestem jakaś uprzedzona do rodzimych eksperymentów literackich: polecam Wypiora Grzegorza Uzdańskiego – poemat dygresyjny o nieumarłym Mickiewiczu. Wieszcz z dodatkowymi kłami i amputowaną weną spędza dni w szafie warszawskiego mieszkania, które dzieli z dwójką młodych na twórczym dorobku. Marta, pracownica muzeum, pisze współczesną powieść o towianizmie. Łukasz, aspirujący do publikacji poeta, zatrudniony tymczasowo w recepcji prywatnej kliniki (żeby nie był bezrobotny po filozofii, rodzice załatwili mu posadę), głównie zazdrości wampirowi nieśmiertelnej sławy. Nie jest to książka normalna i teoretycznie ludzi w targecie można policzyć na palcach jednej ręki pijanego drwala, bo jeśli kogoś jara heksametr, biografia Mickiewicza czy trzynastozgłoskowiec albo analiza motywów wampirycznych w romantyzmie, to jakie są szanse, że taka osoba lubi zarazem „Co robimy w ukryciu?” czy „Ostatni rejs Fevre Dream”? A jednak się kręci! Czy raczej wkręca czytelnika w swoje zwichrowane tryby ta postmodernistyczna opowieść w patchworkowej stylistycznie formie. Nie dla każdego, fabuła też raczej w atrofii, ale jak was koncept wessie, to niezapomniane przeżycia gwarantowane. Ja jestem na tak, bo lubię takie eksperymenty, co to nikt by ich nie wydał, a jednak wyszły:)
3) Wojciech Chmielarz Wilkołak – tragicznie wydumany finał trylogii o prywatnym detektywie Dawidzie Wolskim, o którym mam notkę. Odsyłam do niej.
NAJWIĘKSZE POZYTYWNE ZASKOCZENIE
Erin Morgenstern Bezgwiezdne morze – powieść, która przypomniała mi, za co pokochałam fantastykę. Warto.
NAJWIĘKSZE NEGATYWNE ZASKOCZENIE
Wojciech Chmielarz Wilkołak – po nieco lepszej Wyrwie nie spodziewałam się czegoś tak złego. Na 2022 zapowiadany jest nowy Mortka i to chyba ostatnia szansa.
ODKRYCIE ROKU
Katherine Arden – urzekła mnie jej Trylogia Zimowej Nocy, fantasy osadzone na średniowiecznej Rusi i wykorzystujące lokalne wierzenia.
ULUBIONY NOWY BOHATER
Hope Arden z Mam na imię Hope Claire North – dziewczyna, którą wszyscy zapominają, a mimo to się nie poddaje. Bardzo polecam zainteresować się twórczością tej autorki, ma niezwykle oryginalne pomysły, które niezmiernie zajmująco realizuje. W tym roku czytałam też Piętnaście pierwszych żywotów Harry’ego Augusta i U schyłku dnia, a w kolejce czekają Dotyk oraz 8.400
KSIĄŻKA Z NAJBARDZIEJ SKOPANYM ZAKOŃCZENIEM
Stephen King Billy Summers – ta powieść ma wiele wad, ale fikołek w zakończeniu świadczy o całkowitym odpuszczeniu wiarygodności przez króla gatunku. Mam o tym notkę.
Tradycyjnie już zapraszam do własnych typowań.