W minionym roku obejrzałam 20 nowych filmów, w tym 5 polskich, czyli Jestem mordercą, Zminą wojnę, Kler, 7 uczuć i Moje córki krowy. Aż 6 w kinie. Całą pulę zgarnia animacja Coco, jedyne zeszłoroczne 10/10. Najgorszym seansem były Moje córki krowy. Rozczarowania roku to Zimna wojna oraz The Florida Project. Poniżej tradycyjna już lista tytułów z ocenami i krótkimi uzasadnieniami.
Król Polki – 7/0 – bardzo interesujący fabularyzowany dokument o naszym przedsiębiorczym rodaku na amerykańskiej ziemi, można obejrzeć na Netfliksie.
Trzy Billboardy za Ebbing, Misouri – 8/10 – świetny scenariusz, znakomite aktorstwo. Polecalam i podtrzymuję.
Jestem najlepsza. Ja, Tonya – 8/10 – czyli o społeczeństwie klasowym na przykładzie łyżwiarstwa figurowego. Intrygująca biografia, także pod względem formy. Warto.
The Florida Project – 5/10 – jaskrawy przykład kina festiwalowego. Długie, nic niewnoszące ujęcia. Hektolitry nudy.
Jestem mordercą – 5/10 – Maciejowi Pieprzycy zdawało się, że jest Davidem Fincherem. Nie jest. Co widać, slychać i czuć. Całe szczęście, że swego czasu nie wybrałam się do kina, bo marketing to ten film miał świetny.
Czas mroku – 8/10 – genialny Oldman, solidny scenariusz i znakomicie oddany duch czasów przełomu.
Nić widmo – 5/10 – kiedy Daniel Day Lewis to za mało, by skompensować dłużyzny i samozachwyt reżysera. Nie polecam.
Contratiempo – 8/10 – kryminał niebanalny, serdecznie polecam! Bardzo odświeżająca rzecz.
Morderstwo w Orient Ekspresie – 6/10 – nie porywa.
Wszystkie pieniądze świata – 6/10 – winien być w tym filmie suspens, który dla mnie sprowadzał się do czy daleko jeszcze do końca?
Coco – 10/10 – dobro i piękno. Polecam każdemu! Płakałam jak bóbr.
Król rozrywki – 7,5/10 – Jackman, Efron i fajne piosenki! Polecam.
Han Solo – 6/10 – lepiej niż się spodziewałam i zdecydowanie lepiej niż w Ostatnim Jedim. O co nie trudno.
Gra o wszystko – 9/10 – film Sorkina to zawsze film o czymś. Tu niby o pokerze na wysokie stawki, ale naprawdę o mnóstwie ciekawych spraw.
Zimna wojna – wszystkiego się spodziewałam, ale nie tego, że wyjdę z seansu, nie wiedząc, gdzie podziać oczy z zażenowania. Końcówka kompletnie kładzie ten film, robiąc z obojga bohaterów idiotów. A było całkiem nieźle. Mocno zniechęcam, 5/10 i to głównie za fragmenty muzyczno-taneczne. I nawet mi tu proszę nie wyjeżdżać z metaforami, osnuciem filmu wokół tekstu piosenki etc. Nie kupuję tego kipiszu pod żadną postacią. Dawno nikt mnie tak nie wystrychnął na dudka. Nieporozumienie to eufemizm.
Mamma mia! 2 – 6/10 – początek kiepski, potem nieco lepiej. Momenty były:)
Moje córki krowy – 5/10 – nudny smęt.
Kler – 7/10 – Smarzowski trochę się powściągnął, choć nie w finale. Niemniej, władował do scenariusza za dużo afer.
7 uczuć – 7/10 – w tym + 1 za sentyment dla serii. Temat wazny, kreska za gruba. Nie tylko w łopatologicznym epilogu.
Bohemian Rhapsody – 8/10 – wiem, że cukierkowy i nierealistyczny, ale i tak mi się podobał.
Coś przegapiłam?