Jak to w ostatnich czasach bywa, najwięcej do powiedzenia na temat nowej powieści JKR i tego, dlaczego jest zła, miały osoby, które naczytały się w sieci anglojęzycznych artykułów niemających zbyt wiele wspólnego z prawdą. Ale tak samo było w zeszłym roku przed premierą Niespokojnej krwi, która okazała się najlepszą odsłoną cyklu o Cormoranie i Robin. Wobec czego pozwoliłam sobie mieć te oceny w głębokim poważaniu i zabrałam się do lektury, co – po ukończeniu całości – każdemu polecam.
Napiszę z góry, że Serce jak smoła nie jest tekstem pozbawionym wad. Jednak największą jest nieznaczna – podkreślam to mocno – nadmiarowość wątków. Niektóre, przedstawiające bieżącą pracę agencji, można by było po prostu wyrzucić. Podobnie jak można by przyciąć dylematy głównych bohaterów związane z ich wzajemnym pociągiem, które na tym etapie są już męczące i po prostu śmieszne. Bo on ją spróbował pocałować, a ona się uchyliła. Czy nim gardzi? Czy ja go kocham? O co nam w ogóle chodzi? Raczcie dorosnąć, ludzie kochani. Wkurza mnie dodatkowo w tym aspekcie powielany po raz n-ty schemat, że Strike sobie wchodzi w tymczasowy związek, ale jak do Robin choćby zadzwoni jakiś facet (albo ma go na zdjęciu na kominku), to pan Cormoran czuje się tym faktem osobiście zaatakowany. Bo przecież ma ją na własność i może się zastanawiać do końca swoich dni, czy zdecyduje się po nią sięgnąć. Serio? I jeszcze te głupie myśli Robin dotyczące wyglądu i nieustannego podświadomego porównywania się z innymi kobietami, czy mają lepiej od niej wyrzeźbione ramiona np. Albo co też Strike by sobie o niej pomyślał, jakby się nie wyszykowała przed rozmową ze świadkiem na Facetime. Pewnie, że jest leniwa. On się za to w ogóle nie musi czesać, bo czego by nie robił z włosami, zawsze wyglądają tak samo. Wkurza mnie to, że JKR pisze Robin z jednej strony jako niezależną kobietę sukcesu, równie dobrą detektyw, co wspólnik, a z drugiej – wkłada jej do głowy dziecinne albo wręcz szczeniackie myśli.
Powyższe zastrzeżenia pozostają bez wpływu na fakt, że tę liczącą ponad tysiąc stron powieść przeczytałam w 7 dni i lektura nie dłużyła mi się nawet przez moment. Fabuła zbudowana jest wokół kreskówki Serce jak smoła oraz inspirowanej nią internetowej gry i – generalnie – fandomu, czyli społeczności fanów, ze szczególnym uwzględnieniem jej radykalnego skrzydła. Początkowo niszowa i amatorska produkcja odnosi sukces i trafia na Netflixa. Powstają plany rozbudowania franczyzy, na horyzoncie majaczy film. Fani, zwłaszcza autor wyżej wspomnianej internetowej gry integrującej społeczność, oba posunięcia odbierają jako zdradę. Na współautorkę gry zaczyna się wylewać hejt. Brzmi znajomo? Nie przypadkiem, JKR na pewno w jakimś stopniu wymyśliła fabułę najnowszego tomu w ramach odreagowania własnych negatywnych przeżyć z fandomem Harry’ego Pottera.
Niezależnie od tego kontekstu, moim zdaniem udało jej się bardzo adekwatnie opisać zarówno radykalnie prawicowe, jak i radykalnie lewicowe zakątki Internetu, ze wszystkimi ich przegięciami. A przede wszystkim pokazać, jak bardzo opis jakiegoś zjawiska w sieci potrafi się oderwać od rzeczywistości. Jak łatwo dopisać do dowolnej wypowiedzi czy elementu dzieła kultury nieistniejące znaczenia. I jak trudno z takimi mitami walczyć, bo kłamstwo udostępnione czy retweetowane setki tysięcy razy staje się nie tylko ciekawsze, ale nawet ważniejsze od jakiejś banalnej prawdy. Internet jest potężnym i niebezpiecznym narzędziem, a Serce jak smoła doskonale tę prawdę ilustruje.
Zarazem to chyba pierwsza książka, która tak mocno i tak realistycznie jest osadzona w mediach społecznościowych. Spora część tekstu to czaty z gry oraz posty z mediów społecznościowych. Jest to interesująca wartość dodana, bo nie da się uciec od faktu, że stały się one istotną częścią naszej codzienności. Mogą też być narzędziem zbrodni.
Poza wszystkim, co powyżej, Serce jak smoła pozostaje bardzo zajmująco i precyzyjnie skonstruowanym kryminałem, z angażującą intrygą i dużą pulą wiarygodnych podejrzanych oraz umiejętnie dawkowanymi wskazówkami, które podtrzymują zainteresowanie czytelnika. Nie pozwalają jednak na przedwczesne zidentyfikowanie sprawcy. A o to przecież w tej zabawie chodzi. Nie jest to tom lepszy od Niespokojnej krwi, ale nie odbiega od niej znacząco poziomem. Podsumowując – polecam. Tłumaczyła Anna Gralak, a wydało Wydawnictwo Dolnośląskie.