Ballada o Strasznym Piracie (Nick Bilton, Król darknetu. Polowanie na genialnego cyberprzestępcę)

large_krol_darknetuPrzeczytałam ostatnio sporo, ale nic wartego notki (lista z krótkimi impresjami dla zainteresowanych na profilu bloga na FB, w poście z 8 czerwca, odnośnik na dole po prawej). Aż sięgnęłam  po Króla darknetu, pierwszą tegoroczną nowość w Serii Amerykańskiej Wydawnictwa Czarnego.

O tym nie tylko warto, ale i trzeba napisać pean ku czci autora, któremu udało się dokonać niezwykłej sztuki: wziął może i potencjalnie ciekawą, ale skrajnie hermetyczną historię (powiedzmy sobie szczerze, darknet, bitcoiny i przeglądarka Tor to może i fajnie wyglądały w telewizji na migawkach o hakerach czy w literackich wyczynach Lisbeth Salander, ale poza tym w powszechnej świadomości raczej nie ma dla nich miejsca), wykonał gigantyczny research, po czym nie tylko przepisał całość na powszechnie zrozumiały język, ale nadał jej taką strukturę, że zamiast książki reporterskiej udało mu się uzyskać coś na kształt techno-thrillera, od którego nie sposób się oderwać. Także, a może nawet przede wszystkim dlatego, że tytułowy genialny cyberprzestępca, twórca rewolucyjnego internetowego targowiska o nazwie Jedwabny Szlak, to tutaj przede wszystkim Ross. Inteligentny, zaangażowany w ideologię libertarianizmu chłopak, który, mając na koncie miliony dolarów prowizji od handlu wszelkim wyobrażalnym nielegalnym towarem, nadal właził na dąb, żeby ściągnąć z niego foliową torebkę, która zagrażała środowisku.

I czytelnika to nie zaskakiwało, bo Ross, którego przedstawił mu Bilton, może i czerpał z Jedwabnego Szlaku astronomiczne zyski, ale nadal nosił dżinsy, które dziewczyna kupiła mu pięć lat wcześniej. A swój projekt traktował w pierwszej kolejności jako  opus magnum, realizację potencjału, o którym wiedział, że go posiada, a wierzył, że powinien go wykorzystać w służbie ludzkości. I postanowił poprzez otwarcie w odmętach sieci świątyni wolnego handlu zmusić amerykański rząd do legalizacji wszelkich narkotyków. Bo był zdania, że państwo nie powinno decydować, jakie substancje człowiek może wprowadzać do swojego organizmu.

Skala sukcesu przedsięwzięcia i mnogość związanych z nim zagrożeń przerosła najśmielsze oczekiwania tego niedoszłego doktora fizyki materiałowej. Osobista cena, którą ostatecznie musiał zapłacić za uruchomienie Jedwabnego Szlaku, i przemiana, jaką przeszedł, kiedy go prowadził, były ogromne. A wszystko nie zajęło nawet trzech lat!

To opowieść nawet lepsza niż Breaking  bad, nie tylko dlatego, że całkowicie autentyczna. Krótkie rozdziały przydają jej dynamiki, ale i bez tego byłaby bez wątpienia porywająca. Informatyk samouk buduje narkotykowy odpowiednik Amazona i na początek wystawia trochę halucynogennych grzybków wyhodowanych w szufladzie bieliźniarki. Żaden pisarz by tego nie wymyślił. A gdyby wymyślił, recenzenci nie zostawiliby na nim suchej nitki za brak realizmu. Dlatego tę opowieść napisało życie, a w narracyjne ramy ujął dziennikarz i scenarzysta. Na polski natomiast przełożył Rafał Lisowski.

Gorąco polecam.