Królewski maraton i nowy Fix

To znowu ja. Nie piszę, bo jestem w trakcie lektury Królów przeklętych (wczoraj skończyłam piąty tom). Lektura, niestety, z przystankami. Bo najchętniej bym ciągiem. A to dziwna historia, bo pierwszy raz próbowałam to czytać jakoś w środku podstawówki i nie podeszło mi zupełnie. Zresztą, i tym razem pierwsze 50 stron Króla z żelaza szlo ciężko. Tak więc – nie zniechęcać się. Dalej jest zdecydowanie lepiej. Może trochę mi pomogła konwersja na frankofoństwo w tak zwanem międzyczasie, ale nie sadzę. Po prostu trzeba się przyzwyczaić do stylu. Jest on nieco szorstki. Ze szkoły to pamiętam głównie Filipa Pięknego i jego boje z templariuszami. Tutaj jest więcej, ciekawiej i polecam. Aczkolwiek nie byłabym sobą, gdybym nie zaznaczyła, że w przekładzie (powszechnie chwalonym i zapewne słusznie) wytropiłam kilka większych baboli. Z franc. to nie będę przytaczać, bo i tak prawie nikt nie zrozumie, ale np. sweet heart jako słodkie serce było po prostu urocze.
No, ale wypadło przerwać, jak raz, też dla opowieści o królach (a raczej cesarzu i wanna-be-królu) – Gry w kości Elżbiety Cherezińskiej. Uczucia odnośnie tej ostatniej pozycji mam mocno mieszane. Druon wygrywa w przedbiegach. Wolę jak autorka pisze o Norwegii. Zdecydowanie.
A teraz znowu przerwa – i znowu historia o władczyni – Namiestniczka Szkolnikowej z serii wydawniczej NF. Rosyjskojęzyczna fantasy o objętości 800 stron+pierwszy tom trylogii = paniczna ucieczka z krzykiem. O dziwo, po 80 stronach nie jest tak źle, jak można by oczekiwać. Znaczy – cudów nie ma, żeby nie było nieporozumień, ale czyta się bezboleśnie. Może to zasługa tłumacza, Rafała Dębskiego? Damy radę.
***
Na koniec świetna (przynajmniej dla mnie) zapowiedź wydawnicza: piąty tom cyklu o Feliksie Castorze – Nazwanie bestii – ukaże się nakładem wydawnictwa MAG 29 kwietnia 2011.