Filmowo i serialowo

Dawno nic nie pisałam o jednym ani o drugim, a zatem:

Rectify – historia Daniela Holdena, który po 19 latach, dzięki badaniom DNA, opuszcza celę śmierci, gdzie przebywał pod zarzutem zgwałcenia i zabójstwa swojej dziewczyny, 17-letniej Hannah. Mając 38 lat, Daniel na nowo odkrywa świat, który w czasie jego izolacji bardzo się zmienił. Na nowo odkrywa też nienawiść mieszkańców rodzinnego miasteczka, którzy w większości są przekonani o jego winie. To trudna i przejmująca historia, od twórców Breaking bad, co gwarantuje pewien poziom. Pierwszy sezon liczy 6 odcinków, ale produkcję przedłużono już na drugi, 10-odcinkowy. Rzecz jest specyficzna, ale interesująca, zatem polecam szukającym czegoś, co odbiega od masowo realizowanych szablonów.

Motive – na razie obejrzałam 8 odcinków. To z kolei procedural, ale trochę nietypowy, bo od samego początku każdego odcinka wiemy, kto jest ofiarą, a kto sprawcą. Fabuła to takie "od kłębka do nitki", czyli stopniowe odkrywanie tytułowego motywu. Ogląda się całkiem ciekawie.

Top of the Lake – produkcja z Peggy z Mad menów w roli głównej. Policjantka odwiedzająca chorą matkę włącza się do śledztwa w sprawie gwałtu na ciężarnej obecnie nieletniej. Następnie rzeczona nieletnia (12-letnia, konkretnie) znika. Początkowo wydaje się, że fabuła będzie się koncentrować wokół 2 kwestii: 1) kto jest ojcem dziecka Tui? 2) Gdzie się podziała Tui? Z biegiem czasu pojawiają się jednak także inne wątki, w tym dotyczące przeszłości policjantki (IMHO całkiem niepotrzebnie). Niemniej, serial jest zrealizowany bardzo ciekawie, nastrojowy, trzymający w napięciu, a dodatkową zaletą są przepiękne plenery. Serdecznie polecam ten siedmioodcinkowy seans.

Inne oglądane przeze mnie obecnie serie wciąż w toku, zatem napiszę o nich w późniejszym terminie. A z filmów:

Side effects czyli po polsku Panaceum jest ciekawe, intrygujące, a finalnie urzeka przewrotnością konstrukcji. Do tego gwiazdorska obsada, m.in. Jude Law, Rooney Mara czy Catherine Zeta – Jones. 8/10. Zdecydowanie warto.

Iron man – tak, wiem, jestem pewnie ostatnią osobą, która ogląda ten film. Komiksów nie znam, ale przy zawieszeniu niewiary ogląda się bardzo przyjemnie. Dużo błyskotliwych one-linerów i Robert Downey Jr. – to połączenie  wystarczyło mi do szczęścia. 7/10 i zamierzam przy okazji rzucić okiem na kolejne części.

I give it a year – niby miał być następca Bridget Jones, a okazało się, że to przewidywalny od samego początku standardowy kom-rom. Owszem, zabawnych momentów nie brakuje, ale oczekiwałam o wiele więcej. Można obejrzeć – 6/10.

Hansel i Gretel. Łowcy czarownic – film obejrzany dla ubawu i o wiele mniej zły, niż się spodziewałam. W sensie: na głupawkę z procentami nawet całkiem dobry. Kilka motywów naprawdę zabawnych. W swojej kategorii się sprawdza, obiektywnie zaś 5/10