
Do nowego – pierwszego od jedenastu lat – wiedźmina zabierałam się z właściwym Eberhardowi Mockowi pesymizmem defensywnym. Pamiętając spore rozczarowanie, jakim był wydany nieoczekiwanie w 2013 roku Sezon burz (a zwłaszcza jego pierwsza połowa), nastawiałam się na coś przynajmniej równie złego, a być może jeszcze gorszego. Rezygnacja z lektury jednak nigdy nie była opcją.
I całe szczęście, bo Rozdroże kruków zaskoczyło mnie bardzo przyjemnie. Towarzyszymy młodemu Geraltowi w jego pierwszej wyprawie na szklak, zwiedzając przy okazji Kaedwen i dowiadując się co nieco o tutejszej polityce. Punktem wyjścia jest wspomniane w Głosie rozsądku pierwsze spotkanie z potworem, którym – jak może podobni mnie fani pamiętają – okazał się agresywny maruder próbujący zgwałcić młodą dziewczynę. W otwarciu nowej prequelowej przygody wiedźmin mierzy się z konsekwencjami swojego odruchu szlachetności. I jego kariera obrońcy potworów byłaby chyba najkrótszą w historii, gdyby nie spotkał przypadkowo konfratra.
Następnie mamy do czynienia z serią zleceń, w których Geralt nabywa pierwsze szlify i dowiaduje się, że czasami bardziej niebezpieczni od potworów bywają zleceniodawcy. I znowu – fani znajdą tu wiele nawiązań, mrugnięć okiem oraz po prostu poszerzenie znanego wcześniej świata przedstawionego. Dowiemy się, dlaczego każda klacz Geralta nosiła miano Płotki, a także, że z pierwszą próbą odczarowania strzygi nie poszło tak gładko jak w przypadku temerskiej królewny Addy. Oczywiście można by marudzić, że zlecenia są krótkie, liniowe, a dosłownie nic nie pozostaje niedopowiedziane. Pytanie, czy to próba dostosowania stylu narracji do antycypowanych oczekiwań nowych odbiorców, czy po prostu zmiana wynikająca z wieku autora. Niemniej, trochę to przypomina krótkie questy z gry komputerowej, a w bardzo niewielkim stopniu rozbudowane historie z drugim dnem, jakie znamy z opowiadań. Jednak czyta się to dobrze, pozostaje napisane w charakterystycznym dla Sapkowskiego stylu, naszpikowane odwołaniami do mitologii, klasyki literatury, łaciną oraz – dosyć nieoczekiwanie – włoską terminologią szermierczą.
Wreszcie stopniowo wyłania się główny wątek, związany z paszkwilem przeciwko wiedźminom i dawną napaścią na Kaer Morhen. Zemsta, jak ma się nauczyć Geralt, niekoniecznie jest najważniejsza. W toku tych zróżnicowanych perypetii obserwujemy dojrzewanie i rozwój moralny młodego wiedźmina. W miarę, jak jego wyobrażenia o pracy i wartościach zderzają się coraz mocniej z rzeczywistością, białowłosy smarkacz musi stopniowo pozmieniać priorytety. Oraz słownik, bo mające pewien potencjał kultowości „no weź” czy „obczaj” słabo budują wizerunek chłodnego profesjonała.
Reasumując, nie jest to poziom Sagi czy opowiadań, ale coś o wiele lepszego niż Sezon burz. O ile ten ostatni przeczytałam tylko raz, zaraz po premierze, to na Rozdroże kruków zapewne jeszcze wrócę.
