A droga biegła w przód i w przód (Anna Fryczkowska, Ludzie wędrowni)

To historia na trzy głosy – matki/synowej Józki, babki/teściowej Ludki i córki/wnuczki Iny (Reginy). Zaczynamy ją poznawać w 1913 roku, gdy Józka, jej mąż Michał i piątka ich dzieci są – zgodnie z tytułem – w drodze. Bo Michał taki się już (zresztą na drodze) urodził, że nie usiedzi w jednym miejscu, dlatego dzierżawi coraz to inne jezioro, a kiedy zabraknie ryb – przenosi się wraz z rodziną w nowe miejsce.

Józce najpierw się takie życie podoba, ale przychodzi moment, gdy nie jest w stanie dłużej się oszukiwać – przed kolejnym porodem ucieka z kurnej chaty i stawia mężowi ultimatum. Tak trafiają do teściowej, prowadzącej karczmę w Pustyni (którą bez trudu – karczmę, nie teściową – rozpozna czytelnik zaznajomiony z Sagą o ludziach ziemi). Może i nie zostaną tam zbyt długo, ale w końcu zapuszczą korzenie gdzie indziej. Do czasu, gdy sięgnie po nich Historia.

Niesamowicie mnie ujęło, że dostaliśmy tym razem tylko kobiecą perspektywę, to całkowicie zmienia wymowę całości. Jest to tym ciekawszy trójgłos, że mimo różnic, nawet nie przede wszystkim pokoleniowych, ale wynikających w dużej mierze z odmiennych doświadczeń życiowych narratorek, a trochę też oczywiście z różnicy charakterów – da się dopatrzeć zaskakująco wielu wspólnych mianowników.

Wszystkie wybierały podobnych mężów (w przypadku Ludki dotyczy to pierwszego ożenku, z miłości, bo za drugim razem była już bardziej pragmatyczna). Szalonych idealistów z fantazją, którzy mieli dać im upragnioną odmianę losu, a bez refleksji cedowali na nie ogarnianie całego życia (Michał Żabecki był pod tym względem szczególnie okropny, bo wiecznie realizował jakieś poronione inwestycje, a dzieci musiały jeść byle co).

Wszystkie musiały sobie jakoś poradzić z rozczarowaniem, które nieuchronnie przychodziło po oczarowaniu. Jest to zarazem trudne, zwłaszcza w kontekście niespełnionych aspiracji edukacyjnych Reginy, ale i w jakimś dziwnym sensie pokrzepiające, bo przecież dały radę. A musiały przeżyć nie tylko porody i przednówki, ale też wojny światowe.

W toku historii Iny pojawia się wątek łączący Ludzi wędrownych z Wieczornymi godami, ale to jest już zdecydowanie inna opowieść, choć ma niewielki element fantastyczny w postaci Aniołki, zmarłej córeczki Józki i Michała, z którą przez całe życie utrzymuje kontakt Waleria, najpiękniejsza z tych córek Żabeckich, które dożyły dorosłości.

Ludzie wędrowni może nie doprowadzą do przełomowych wniosków, ale to doskonała, słodko-gorzka opowieść o kobiecej codzienności, aspiracjach, marzeniach i koniecznych wyborach. Bardzo życiowa. Dodatkową, cenną warstwę wnosi pokazanie, jak narratorki postrzegają siebie nawzajem.