Legendy polskie – darmowa antologia opowiadań 6 autorów kojarzonych głównie z fantastyką. Każdy z tekstów trawestuje jedno popularne podanie. Wrażenia miałam mieszane. Cherezińska miała fajny pomysł na Bazyliszka (historia alternatywna, i sam stwór też mocno alternatywny), ale IMHO przedobrzyła z odniesieniami do nośnych obecnie sporów polityczno-obyczajowych i w ogóle władowała za dużo grzybów w barszcz. Kosikowi kompletnie nie wyszło humorystyczne podejście do śpiących rycerzy. Rak i Małecki stworzyli ciekawe, nastrojowe i silnie obyczajowe wariacje na temat kwiatu paproci i Twardowskiego, ale na kolana mnie nie rzucili. Wegner zaproponował za to bardzo ciekawe, świeże podejście do Dratewki. Ale najpełniej założenia zbioru zrealizował według mnie Orbitowski, który wziął na warsztat motyw wody życia. Zachowując całkowicie ducha historii, najpełniej i najpłynniej przeszczepił ją we współczesne realia. Antologię można pobrać tutaj. Dostępna w formatach epub, mobi i pdf. Warto.
Dziewięciu książąt Amberu Rogera Zelaznego to pierwszy tom cyklu, który pierwotnie planowałam na urlopie przeczytać w całości, czyli Kronik Amberu. Nie urzekł mnie jednak na tyle, bym pragnęła natychmiast poznać kontynuację. Często mam ten problem z klasykami fantastyki, a zwłaszcza z tym konkretnym autorem. Koncepcyjnie to geniusz, ale też właśnie koncept interesuje go najbardziej. W efekcie jest dużo szybkiej akcji, mało opisów, bohaterowie są zaledwie szkicowani, a styl jest suchy i rzeczowy, bo narracja pełni funkcję ściśle użytkową. Po zasłyszanych pochwałach było to więc do pewnego stopnia rozczarowanie i w stosunku do objętości czytało się dosyć ciężko, ale jednocześnie sam pomysł zaintrygował mnie na tyle, że na pewno sięgnę po kontynuację. Tymczasem zatem pozostawiam bez oceny.
Marsjanin Andy’ego Weira jest zbyt wielkim hitem, bym sięgała po niego bez obaw. Zgodnie z rekomendacjami, okazał się jednak przedziwnie wciągającą i przyjemną lekturą. Ta książka to dla mnie wielki paradoks. Niby z góry wiadomo, jak się skończy, bo to w końcu Wielka Amerykańska Opowieść. Dlatego mimo przeciwności piętrzących się na drodze bohatera w zasadzie nie ma tu napięcia. Jest masa fragmentów tak nudnych (opisy żmudnych czynności zapewniających przetrwanie na Czerwonej Planecie, technikalia), że w zasadzie wielokrotnie miałam ochotę dać sobie spokój. Jednocześnie bohater jest tak naturalny, sympatyczny i prezentuje takie niewymuszone poczucie humoru, że nie sposób go na tym Marsie zostawić. Całość mimo wszelkich zastrzeżeń (do powyższych dołączę mnóstwo naciąganych zbiegów okoliczności) pochłonęłam w dwa dni. Dobra powieść, nie da się powiedzieć inaczej. Kiepskiej by się tak zachłannie nie czytało. 7,5/10
Kwartet olandzki, czyli cztery kryminały Johana Theorina osadzone w realiach małej wyspy, których spoiwem jest były kapitan Gerlof, dożywający swoich dni w domu opieki, towarzyszyły mi w okresie świąteczno-noworocznym. Lepiej wybrać nie mogłam, bo autor jest mistrzem gatunku. To wirtuoz budowania nastroju. Rozumie i potrafi opisać mroczne zakątki ludzkiej duszy, ale także pozytywne emocje i zwykłą codzienności. Wie, jak z przeszłych i teraźniejszych elementów ułożyć absorbującą układankę zaskakującej intrygi. Potrafi uzupełnić realizm szczyptą magii (tylko w najsłabszej według mnie części cyklu, czyli Smudze krwi 7/10, zdecydowanie z tym przesadził). W efekcie każdy, kto sięgnie po pierwszą i zdecydowanie najlepszą odsłonę cyklu, czyli Zmierzch (9/10, irytowała mnie tam jedynie córka Gerlofa, ale zapewne dlatego, że jestem osobą bezdzietną i bez serca:>), nie będzie potrzebował żadnej zachęty do zapoznania się z kontynuacjami. Nocna zamieć 8/10, Duch na wyspie 8,5/10. Autor dołączył do mojego prywatnego topu i mam wielką nadzieję, że niedługo napisze coś nowego.
W ramach odpoczynku od kryminałów i fantastyki sięgnęłam już w nowym roku po dwie od dawna planowane i zarazem wiecznie spychane na dalszy plan przez coś pilniejszego lektury.
Profesor Stoner Johna Williamsa to było wspaniałe przeżycie, książka jednocześnie bardzo smutna i pełna nieokreślonego ciepła, pasji, optymizmu. W zasadzie nic wielkiego, życiorys człowieka, który miał studiować rolnictwo, ale na obowiązkowych zajęciach odkrył w sobie pasję do literatury, a ta, podobnie jak nauczanie, nadała sens jego życiu. Obserwacja przemian, jakie w Stonerze zachodziły, jego rozczarowań, sukcesów i licznych przegranych walk, a także rzadkich chwil spełnienia i prawdziwego szczęścia, to unikalna, rzadko się trafiająca przyjemność. Lektura obowiązkowa dla każdego miłośnika literatury i nie tylko. 9/10
I dusza moja Michała Cetnarowskiego, szczerze mówiąc, średnio przypadła mi do gustu. Choć sama historia jest mocna, a sposób opowiadania sugestywny, warsztatowo również niczego nie można zarzucić. Z całości bije jednak bolesna sztuczność, bohaterowie są tak wyraźnie sformatowani do pełnienia w fabule określonych funkcji, że nie sposób traktować ich jak prawdziwych ludzi, myślą kliszami, mówią nienaturalnie. Nie ma tu życia, a tym samym nie ma żadnych emocji, choć miała to być historia o sprawach mocno ostatecznych. Za poprawność 6/10.
Uff, miało być krótko, a wyszło jak zwykle. A co tam u was, jakieś olśnienia w nowym roku, ambitne plany nadrabiania zaległości? A może wpadliście na jakieś literackie miny, na które trzeba uważać?