Cena wolności (Marlon James, Wiedźma Księżyca, Król Pająk)

Jedna z najbardziej wyczekiwanych przeze mnie powieści, epicka cegła, z którą spędziłam 10 dni, bo nie jest to tekst, który da się czytać szybciej. Kontynuacja absolutnie wyjątkowego Czarnego Lamparta, Czerwonego Wilka. Myślałam, że pójdziemy dalej w tej historii o poszukiwaniu Chłopca, Który Miał Ocalić Królestwo. Tymczasem w dużej mierze cofnęliśmy się, i to o ponad wiek, by poznać w przeważającej części nową opowieść. Tęskniłam do tego szalonego, brutalnego, zawikłanego świata. Historia Sogolon, tytułowej Wiedźmy Księżyca (która wcale wiedźmą nie jest, choć dar ma), stanowi w zasadzie opowieść w 4/5 niezależną od poprzedniej części. Ma to tę dużą zaletę, że przypominanie sobie pierwszego tomu po ponad dwuletniej przerwie, na które nie znalazłam czasu, okazało się zupełnie niepotrzebne. Po historii Tropiciela, pełnej dzikiej miłości, gniewu i poszukiwania sensu przy okazji realizacji najbardziej klasycznego questu fantasy w najbardziej nieklasycznych dekoracjach możliwych do wyobrażenia, dostajemy dokładkę w zupełnie innym, spokojniejszym i bardziej kameralnym stylu.

To biografia dziewczyny, która uciekała z jednej niewoli, by wylądować w następnej, aż w końcu znalazła nieco szczęścia, a później upragnioną wolność i zapomnienie w walce. Ale nie porzuciła marzenia o zemście. W tym sensie jest to odsłona nieco mniej szalona i prostsza, niż Czarny Lampart, Czerwony Wilk (bliższa powszechnie znanym narracjom, z silnym pierwiastkiem wolnościowym i feministycznym). Nie czyni jej to prozą gorszą, może jedynie nieco bardziej przystępną (bo nadal mamy tu sporo elementów fantastycznych i zabaw z chronologią). Dodatkową warstwą, z którą odbiorca musi się zmierzyć, jest ułomny język, jakim myśli narratorka. Sogolon dorastała w kopcu termitów, nawet imię musiała sobie przywłaszczyć. Nie umie czytać, nie umie pisać, a wszystkiego, co wie o świecie, musiała się nauczyć przez doświadczenie, często bardzo bolesne. Znajduje to odzwierciedlenie zarówno w leksyce, jak i w składni jej opowieści. Musiało to być niesamowite wyzwanie dla tłumacza. Robert Sudół jak zwykle mu sprostał, za co mam dla niego bezbrzeżny podziw. Nie wiem, jak dotrwam do finałowego tomu. Tym bardziej, że Wiedźma Księżyca, Król Pająk uświadamia, że stawka, o którą toczy się gra, jest zupełnie inna, niż można by sądzić po przeczytaniu Czarnego Lamparta, Czerwonego Wilka. Uwielbiam być w ten sposób zaskakiwana, a zdarza się to niestety niezmiernie rzadko. Powieść ukazała się nakładem imprintu Czarnej Owcy, czyli Wydawnictwa Echa.