Inwazja to już piąty tom o śledztwach garbatego londyńskiego prawnika Matthew Shardlake’a i bez najmniejszego wahania piszę, że najlepszy z dotychczasowych. To po prostu niesamowite i niemal pozbawione precedensu, ale Sansomowi nie tylko nie zaczęło na tym etapie brakować pomysłów. Miał konceptów tyle, że w jednej powieści umieścił trzy równoległe wątki, a każdy z nich wystarczyłby na samodzielną, interesującą i w pełni spójną fabułę. Jednocześnie jednak na poziomie koncepcyjnym autor zdołał je połączyć tak zgrabnie, że otrzymaliśmy zarazem epicką i zajmującą całość.
Wątek główny to kontrola sprawowania kurateli nad znaczącym i obejmującym wybitnie dochodowe lasy majątkiem nieletniego. Matthew podejmuje się tej sprawy na prośbę królowej Katarzyny Parr. Władczyni z kolei daje mu to zlecenie z uwagi na prośbę swojej dawnej służki, której syn był guwernerem chłopca i jego siostry. Zbadanie sprawy na miejscu wymaga podróży w okolice, z których pochodzi intrygująca Shardlake’a pensjonariuszka zakładu dla obłąkanych w Bedlam. Po ustaleniu, że kobieta znalazła się tam bez wymaganego orzeczenia o szaleństwie, a jej pobyt od lat sponsoruje nieznana osoba, Matthew, dla którego zaloty podopiecznej stają się uciążliwe, postanawia, korzystając ze służbowej sposobności, spróbować wyjaśnić jej historię.
Wątek polityczny to inwazja francuska na Anglię, będąca odpowiedzią na wcześniejszą agresję angielskich wojsk. Wojna to dodatkowe podatki i przymusowy pobór, przed którym zmuszony jest uciekać wyszczekany asystent naszego protagonisty, Jack Barak. On, w odróżnieniu od pełnych idealizmu młodych ludzi, doskonale zdaje sobie sprawę, że walka to niemal pewna śmierć. A wolałby żyć, bo jego rodzina niebawem się powiększy. Mroczne tajemnice i polityczne machinacje tworzą trzymającą w napięciu opowieść. Moja pierwsza w tym roku maksymalna nota!
