Z Turtonem to jest taka smutna sprawa, że swój najlepszy, najbardziej błyskotliwy pomysł fabularny (naprawdę wspaniały, piszę to bez ironii) zrealizował w debiutanckich Siedmiu śmierciach Evelyn Hardcastle.
Nie jest łatwo doskoczyć do tak wysoko zawieszonej poprzeczki, ale autor cały czas próbuje. I o ile Demon i mroczna toń był po prostu rozpaczliwie irytującym snujem, to ta najnowsza próba wypada zdecydowanie lepiej, ale do Evelyn nawet nie ma startu. Co nie znaczy, że nie można Morderstwa u kresu świata przeczytać, i to nawet z zainteresowaniem.
Natomiast dosyć szybko staje się oczywiste, że o ile mamy tu ciekawy pomysł na konstrukcję świata przedstawionego i jej tajemnice, to już intryga kryminalna, szumnie zapowiadana w tytule, jest słabiutka i bardzo pretekstowa.
Jeśli o świat chodzi, to, jako się rzekło, intryguje. Tajemnicza mgła wychynęła z ziemi i pochłonęła cywilizację wraz z jej populacją. Całą? Nie całą! Ostatnią wyspa z trójką naukowców i nieco ponad setką mieszkańców stawia opór niszczycielskiemu żywiołowi za pomocą zaawansowanej technologii.
Gdy jednak przyjrzymy się codzienności wyspiarzy, szybko rozdzwonią nam się w głowach dzwonki alarmowe. Ci sympatyczni ludzie ciężko pracują, bawią się i uczą jedynie w wyznaczonych przez trójkę nestorów (to wyżej wspomniani naukowcy) godzinach. I nie zadają zbyt wielu pytań. A byłoby o co dopytywać, bo na przykład wszyscy słyszą w głowie głos zastępujący im sumienia, a z wybiciem godziny policyjnej jak na gwizdek zasypiają, obojętne, co akurat robią i gdzie się znajdują. A kiedy się budzą, często mają tajemnicze obrażenia, bóle i czują się dziwnie zmęczeni.
Oczywiście dociekliwość nie jest w tym systemie mile widziana, niemniej jednak nestorka pieczołowicie hoduje sobie z najmniej spolegliwej jednostki detektywkę, podrzucając jej powieści kryminalne sprzed nadejścia mgły.
Emory, bo o niej mowa, przez swoją nieustępliwą naturę i skłonność do drążenia nie cieszy się popularnością nie tylko na wyspie, ale nawet we własnej rodzinie. Kiedy jednak jedna z kluczowych dla społeczności osób traci życie, a wszyscy pozostali nieuchronnie podzielą jej los, jeżeli w ciągu 72 godzin sprawca nie zostanie zidentyfikowany i ukarany, nagle okazuje się, że może i warto nie przyjmować wszystkiego na wiarę.
Tak jak wyżej napisałam, nie jest to powieść zła, ma naprawdę oryginalne elementy i została napisana w całkiem angażujący sposób. Niemniej, rozpaczliwie usiłuje nas przekonać, że u kresu fabuły znajdziemy Coś Więcej. A znajdujemy, co do zasady, kapiszona. Poza tym wszystkie postaci są potraktowane ściśle zadaniowo, pozbawione indywidualności i na tyle bez wyrazu, że zasadniczo miałam ich los w głębokim poważaniu.
Tak że można i doceniam pomysł na konstrukcję świata, ale poza tym zachwytu nie odnotowano.
