Cesarzowa Piotra już po pierwszej zapowiedzi wylądowała na mojej liście must read, bo jestem wielbicielką poprzedniego cyklu autorki, litewskiej sagi o rodzie Narwojszów Silva Rerum (którą przy okazji serdecznie Wam polecam). Nowa opowieść, swoista autokonfesja umierającej Katarzyny I, rozpisana na 24 godziny z ostatniej doby jej życia i dwa tomy, nie zawiodła moich oczekiwań. Choć do Silva rerum trochę jej po pierwszym tomie brakuje, ale nie uprzedzajmy faktów.
Katarzyna cofa się do czasów swojego dzieciństwa i młodości, kiedy była jeszcze Martą Skowrońską. Po śmierci rodziców trafiła z rodzeństwem do wujostwa, potem oddano ją na służbę do domu prowadzonego twardą ręką protestanckiej pastorowej, Krystyny Emerencji, a następnie, gdy zadurzył się w niej syn pastorostwa, wydano problematyczną służącą pośpiesznie za mąż, za miejscowego trębacza. Sprawy przybrały jednak jeszcze gorszy obrót, gdy nadeszły rosyjskie wojska.
Wspomnienia Katarzyny są w tym pierwszym tomie opowieścią dziewczyny straumatyzowanej przemocą, wyrywanej raz za razem ze znanego i oswojonego środowiska, zmuszonej walczyć o przetrwanie. Poza urodą nie ma do rozegrania zbyt wielu kart, jednak instynkt przetrwania okazuje się w niej silniejszy niż trauma i rezygnacja. Potrafi wykorzystać okoliczność, że spodobała się powiernikowi cara, a następnie nie boi się odmówić przyjęcia zapłaty za upojną noc samemu carowi. Tym przyciąga uwagę Piotra, jednak daleko jeszcze od tego momentu do chwili, gdy została jego oficjalną żoną.
Powieść Sabaliauskaitė to – poza prywatną historią litewskiego Kopciuszka wyniesionego na szczyty władzy – również przejmujący obraz przepaści cywilizacyjnej, która w XVIII wieku dzieliła Rosję od Europy. Piotr I był zafascynowany tym, że na Litwie nawet chłopi mają w domach ładne i wyprane firanki. Że ludzie porządnie się ubierają, przyzwoicie zachowują przy stole, zgodnie świętują, przestrzegają elementarnych zasad higieny. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego jego poddani nie chcą się ucywilizować, trwają w ciemnocie, zacofaniu i prymitywizmie. Zaprowadzał siłą powierzchowne europejskie obyczaje na swoim dworze, jednocześnie jednak cały czas zarządzał państwem i ludźmi jak bezwzględny dyktator, tłamsił lud podatkami i przymusowym poborem. Nie był w stanie sobie wyobrazić, że bieda i konieczność nieustannych starań o własne fizyczne przetrwanie drenują człowieka z jakichkolwiek wyższych potrzeb. On się tylko przebierał za prostego kapitana.
Złowroga chimeryczność Piotra, być może częściowo będąca pochodną jego epilepsji, z pewnością zaś alkoholizmu, który go wyniszczał, zostaje bardzo dobrze pokazana w jego relacji z Katarzyną oraz innymi bliskimi mu osobami. Wygrywają tylko ci, którzy potrafią sobie poradzić z carem w obu jego – skrajnie odmiennych – wcieleniach.
Jako że Marta/Katarzyna jest dziewczyną prostą, pozbawioną obycia i wykształcenia (do czego jej opowieść chwilami nie do końca przystaje, gdy sama autorka zdaje się o tym zapominać), a całą historię słyszymy z jej ust, to Cesarzowa Piotra nie jest nawet w połowie tak złożona i wymagająca pod względem językowym i stylistycznym jak Silva rerum. Nie postrzegam tego jednak jako wady.
Jeśli już coś bym miała uznać za niekonsekwencję w tej historii, to częste roztrząsanie przez narratorkę problemów, na które uwagę zwróciłaby kobieta nam współczesna, ale na pewno nie walcząca o przeżycie branka z XVIII wieku. Nie jest to jednak zastrzeżenie, które trwale rozbijałoby immersję. Po prostu pojawiają się od czasu do czasu tego typu zgrzyty, gdy współczesna optyka autorki wypływa nieadekwatnie z myśli jej bohaterki.
Nie mogę się doczekać kontynuacji!
Tłumaczyła Eliza Deszczyńska.
